W trzech meczach Ligi Mistrzów kielczanie zdołali zdobyć tylko dwa oczka. Grupa, do której trafili jest niezwykle mocna, więc już teraz wiadomo, że każda zdobycz punktowa będzie decydująca w kontekście awansu do kolejnej fazy rozgrywek. Margines błędu jest więc bardzo niewielki. W czwartek szczypiornistów Industrii czekało kolejne piekielnie trudne zadanie - wyjazdowy pojedynek z drużyną z Veszprem. Żółto-biało-niebiescy pokazywali już, że potrafią wygrywać na terenie rywali, ale to nie oni byli w tym starciu faworytami.
Kielczanie do Veszprem pojechali bez Piotra Jędraszczyka i Klemena Ferlina, dobrą wiadomością natomiast była informacja, że na Węgry udali się Aleks Vlah i Dylan Nahi.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica wspomina potworny wypadek. "Nie jestem już tym samym człowiekiem"
Gospodarze nie próżnowali i bardzo szybko narzucili intensywne tempo - między piątą a szóstą minutą meczu padły aż cztery trafienia. Na szczęście dla wicemistrzów Polski załapali się oni na tę wymianę ciosów i na tablicy wyników widniał remis. Problem z tak aktywną, ofensywną grą jest taki, że wystarczy krótki przestój jednej z ekip, by druga błyskawicznie zdołała wypracować sporą przewagę. Nie można pozwolić sobie na błędy ani chwile dekoncentracji.
Żółto-biało-niebieskim ta sztuka się nie udała - od stanu 5:5 to gospodarze sukcesywnie zaczęli budować prowadzenie. Kielczanie popełnili kilka błędów w ataku, ale przede wszystkim znów bardzo słabo radzili sobie w obronie. Kolejny kiepski występ w pierwszej połowie zaliczył Bekir Cordalija. Bośniaka zmienił Adam Morawski, ale i on nie radził sobie najlepiej.
Szczypiorniści z Veszprem nie mieli większych kłopotów z wykorzystaniem słabego fragmentu wicemistrzów Polskimi i przed przerwą zdołali odskoczyć na sześć bramek.
Podobnie jak w meczu z Fuechse Berlin gracze Tałanta Dujszebajewa nie mieli zamiaru odpuszczać i w drugiej połowie ambitnie starali się odrabiać straty. W pojedynku z Lisami nic z tego nie wyszło, ale tym razem na nieco ponad kwadrans przed końcem żółto-biało-niebiescy zdołali zbliżyć się do rywali na jedną bramkę. Przyjezdni wykorzystali grę w przewadze, zdołali rzucić trzy bramki z rzędu i wydawało się, że są na fali wznoszącej.
Rywale odpowiedzieli jednak w najlepszy możliwy sposób - serią trzech trafień z rzędu. To podcięło skrzydła graczom Industrii. Ich ogromną bolączką cały czas była słaba postawa golkiperów. Reprezentanci węgierskiego klubu też mieli swoje problemy, ale na ich korzyść działał czas. Kielczanie starali się odrabiać dystans, ale z każdą mijającą minutą byli w trudniejszej sytuacji.
Na pięć minut przed ostatnią syreną o czas poprosił Dujszebajew. Szkoleniowiec ustawił akcję, którą w doskonały sposób wykończył Benoit Kounkoud. Gospodarze nie odpowiedzieli, żółto-biało-niebiescy stanęli więc przed szansą na ponowne złapanie kontaktu. Przestrzelił jednak Jorge Maqueda. Kielczanie długo bronili się w defensywie przed kolejnym trafieniem gospodarzy, ale Węgrzy wywalczyli rzut karny, który wykorzystał Hugo Descat. Do końca meczu zostały dwie minuty, a szczypiorniści z Veszprem prowadzili trzema golami.
Na szczęście dla wicemistrzów Polski skuteczny z linii siódmego metra był też Piotr Jarosiewicz, a chwilę później interwencję zaliczył z kolei Cordalija. Dylan Nahi wywalczył rzut karny i Jarosiewicz znów bezbłędnie go wykorzystał. O ostatnią przerwę poprosił Xavier Pascual, ale jego zespół nie wykończył. Kielczanie stanęli przed ogromną szansą na doprowadzenie do remisu, ale Theo Monar sfaulował na środku boiska Martinovicia i piłka ponownie znalazła się w rękach gospodarzy. Tym razem już trafili.
Veszprem HC - Industria Kielce 35:33 (21:15)