O tym, jak bolesna w skutkach może być seria czterech przegranych meczów z rzędu, szczypiorniści Industrii Kielce przekonali się w poprzednim sezonie. Wtedy na przełomie października i listopada zapisali na swoim koncie cztery porażki - najpierw ulegli zespołowi z Aalborga, potem dwukrotnie okazali się słabsi od OTB Bank Picku Szeged, by na koniec jeszcze raz przegrać z Duńczykami.
W tym sezonie żółto-biało-niebiescy rozpoczęli rywalizację w europejskich pucharach od zwycięstwa, ale w trzech kolejnych starciach musieli uznać wyższość rywali - graczy z Lizbony, Berlina i Veszprem.
ZOBACZ WIDEO: Dostał przelew od ministerstwa. Aż zadzwonił, czy to na pewno ta kwota
W poprzednim sezonie kiepska passa sprawiła, że kielczanie do ostatniej kolejki musieli drżeć o awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów. I chociaż w tegorocznych rozgrywkach wicemistrzowie Polski trafili do trudnej grupy, a ich ostatnie wyniki nie napawają optymizmem, to kibice wierzą, że tym razem ich zespołowi uda się uniknąć scenariusza sprzed roku.
Kiepską serię żółto-biało-niebiescy chcieli przerwać w pojedynku z HBC Nantes. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem przyszły złe wiadomości - kontuzji na treningu nabawił się kapitan zespołu Alex Dujshebaev. W meczu nie wzięli też udziału Michał Olejniczak, Piotr Jędraszczyk i Klemen Ferlin, a na domiar złego w 18. minucie zawodów z grymasem bólu na twarzy zszedł z boiska Szymon Sićko. Rozgrywający doznał urazu stawu skokowego i szybko stało się jasne, że do walki z Francuzami już nie wróci.
Starcie z Nantes od pierwszych minut było bardzo wyrównane. Co mogło cieszyć fanów drużyny z województwa świętokrzyskiego to fakt, że wreszcie ich ekipa miała wsparcie w bramkarzu. Już na starcie kilka dobrych interwencji zaliczył bowiem Adam Morawski. Niefart Industrii polegał jednak na tym, że skutecznymi obronami popisywał się też Ignacio Biosca.
Kielczanie długo budowali swoje akcje w ofensywie, ale szczególnie na początku spotkania nie mieli pomysłu na zatrzymanie Aymerica Minne. Francuz doskonale radził sobie z rozpracowywaniem defensywy gospodarzy i w trudniejszych momentach brał odpowiedzialność na swoje barki.
Wicemistrzowie Polski odpowiadali dobrą współpracą z obrotowymi, szczególnie dobrze na linii sześciu metrów odnajdywał się Artsiom Karalek, receptę na pokonanie rywali miał też Aleks Vlah. Pierwsza część meczu była bardzo zacięta i odzwierciedlał to rezultat - po trzydziestu minutach gry na tablicy wyników widniało po 15.
Kłopoty gospodarzy zaczęły się w drugiej połowie. Jeszcze w 33. minucie było po 17. Od tego momentu to goście byli zdecydowanie bardziej skuteczni. Gdy odskoczyli na dwie bramki, wydawało się, że żółto-biało-niebiescy będą w stanie szybko odrobić straty. Tak się jednak nie stało, Francuzi wykorzystywali błędy kielczan i po chwili powiększyli swoją przewagę do pięciu trafień.
Karalek co prawda przełamał serię trzech bramek z rzędu dla przyjezdnych, ale ci niewiele sobie z tego zrobili i szybko zaliczyli kolejną tak dobrą passę. Przy stanie 23:30 o czas poprosił trener Tałant Dujszebajew. Jego podopiecznym zostało niespełna dziesięć minut na odwrócenie wyniku. Rozmowa ze szkoleniowcem nie uspokoiła jednak gry gospodarzy. Kielczanie niewiele byli w stanie już zdziałać i chociaż przez długi fragment meczu się na to nie zapowiadało, to ostatecznie zaliczyli wysoką, bo aż ośmiobramkową porażkę.
Liga Mistrzów, 5. kolejka:
Industria Kielce - HBC Nantes 23:35 (15:15)