Sławomir Szmal: Wcale nie czuję się najlepszym bramkarzem mistrzostw

Był bez wątpienia najlepszym polskim zawodnikiem podczas Mistrzostw Europy. Jego fantastyczne interwencje ratowały remis lub dawały Polakom zwycięstwa. Sławomir Szmal został uznany najlepszym bramkarzem EURO 2010, choć nie sprawiło mu to wielkiej radości. Kapitan reprezentacji Polski opuszczał Wiedeń w przeświadczeniu tego, że Biało-Czerwoni zostali w sobotnim półfinale z Chorwatami ewidentnie oszukani.

- Turniej finałowy Mistrzostw Europy kosztował na wiele pracy i zdrowia. Przygotowania do niego rozpoczęliśmy na początku stycznia. To było naprawdę wiele wyrzeczeń. Przestawienie się na grę w reprezentacji po ciężkich występach w lidze nie jest łatwe. Prezentowaliśmy się w Austrii naprawdę nieźle. Nie wiem, czy o tym, że przegraliśmy mecz o brąz zadecydował sobotni półfinał z Chorwacją. Wiem tylko, że mecz z Chorwatami kosztował nas wiele sił, ale najbardziej przeżyliśmy go pod względem mentalnym. W psychice chyba pozostało to co stało się w półfinale. W niedzielę nie potrafiliśmy się pozbierać. - rozpoczął rozmowę z polskimi dziennikarzami po konferencji prasowej Sławomir Szmal.

Pomimo tego, że kapitan Polaków został wybrany do drużyny gwiazd EURO 2010, ciężko było doszukać się na jego twarzy jakichkolwiek oznak radości. - Według mnie najlepszy bramkarz turniej jest w tej drużynie, która gra w finale i która ten finał wygrywa. Nas tam nie ma, więc ja się wcale nie czuję najlepszym bramkarzem turnieju. Owszem, jest to miłe wyróżnienie, ale kto będzie za parę lat o tym pamiętał. Gdybyśmy zdobyli medal w Austrii, przeszlibyśmy do historii polskiej piłki ręcznej - twierdzi Szmal.

- Nie było wiary w zwycięstwo, nie było takiego zaangażowania jak we wcześniejszych meczach grupowych. Nie wiem, czy doszukiwać się przyczyn w porażce z Chorwacją. Była to najgorsza połowa jaką chyba kiedykolwiek rozegraliśmy w reprezentacji. Oglądaliśmy przecież Islandczyków, wiedzieliśmy, co będą grać. Cały mecz grali podobnie. My natomiast przyzwoicie zagraliśmy tylko w drugiej połowie. 30 minut to za mało, by pokonać taką drużynę jak Islandię. My musimy grać 60 minut w miarę równo. Wiadomo, że nie da się przez cały mecz utrzymać wysokiego, idealnego wręcz poziomu. Nie można sobie jednak pozwalać na takie przestoje jaki przydarzył nam się w pierwszej połowie - oceniał ostatni mecz mistrzostw w wykonaniu reprezentacji Polski.

Sławomir Szmal bez ogródek mówił o tym, że czuje się oszukany przez norweskich sędziów. Nie potrafił jednak wskazać przyczyn takiego, a nie innego sędziowania przeciwko Biało-Czerwonym. - Nie mnie jest to oceniać, czy są jakieś układy wśród sędziów, czy nas po prostu nie lubią. Nie wiem. Jedno jest pewne - co mówiłem już bezpośrednio po meczu z Chorwacją - czułem się skrzywdzony i oszukany. Rozmawiałem z małżonką na temat półfinału z Chorwacją. Żona gra również w piłkę ręczną, więc potrafi to fachowo ocenić. Przyznała, że nie wyglądało to dobrze ze strony sędziów - powiedział Szmal.

Co zatem zrobić, by jak najrzadziej na ważnych imprezach mówiło się o kontrowersyjnym sędziowaniu, krzywdzącym jedną z drużyn? - Władze EHF powinny przeglądać szczegółowo takie kontrowersyjne mecze. Zresztą nie dotyczy to tylko naszego pojedynku. Wystarczy przypomnieć sobie Mistrzostwach Świata w Niemczech z 2007 roku, gdzie Francuzi w meczu z Niemcami zostali także ewidentnie oszukani. O takich sprawach trzeba mówić głośno. Należy wyciągać wnioski, oceniać pracę arbitrów i eliminować z sędziowania na tak ważnych imprezach pary arbitrów, którzy próbują ustawiać mecze - uważa Szmal.

- W meczu z Islandią, który przegraliśmy nie szukamy żadnych wymówek sędziowskich. Nasz rywal po prostu zagrał swoją piłkę ręczną, a my wdaliśmy się w jakiś chaos. Trener przygotował nad pod względem taktycznym na Islandczyków. Niestety, wpadliśmy w jakiś dołek, z którego nie potrafiliśmy długo wyjść. Dopiero w drugiej połowie coś udało się odbudować - zaznaczył kapitan Polaków.

Czy jednak mimo wszystko w Mistrzostwach Europy w Austrii można doszukać się jakiś pozytywów? - Na każdej imprezie nabiera się doświadczenia. Z Austrii na pewno wywieziemy spory bagaż doświadczeń. Kolejny turniej przed nami, gdzie będzie można wywalczyć sobie kwalifikacje na Igrzyska Olimpijskie w Londynie. Czeka nas jednak dużo pracy, jeśli chcemy walczyć o najwyższe cele. Myślę, że tę drużynę stać jeszcze na sukcesy - kończy Sławomir Szmal.

Komentarze (0)