Adam Pacześny: Wydaję mi się, iż do rewanżu zbyt pewnie podeszliśmy

Szczypiorniści z Dolnego Powiśla pomimo przegranej z HC Odorheiu Secuiesc 23:35 (11:16) awansowali do ćwierćfinałów Challenge Cup. - Jesteśmy o krok dalej i z tego należy się jak najbardziej cieszyć – podsumowuje obrotowy MMTS-u Kwidzyn, Adam Pacześny.

W pierwszym starciu obu zespołów lepsi okazali się gracze MMTS wygrywając dwunastoma oczkami 32:20 (17:7), jednak rewanżowe spotkanie nie było już tak dobre w ich wykonaniu. W dwumeczu tych drużyn padł remis 55:55, a zatem o awansie zadecydowała większa ilość bramek rzucona "na wyjeździe" - MMTS Kwidzyn - 23, HC Odorheiu Secuiesc - 20. - Jesteśmy o krok dalej i z tego należy się jak najbardziej cieszyć. Po raz pierwszy w historii klub MMTS jest w ćwierćfinale Challenge Cup. Cały zespół bardzo cieszył się z tego co dokonaliśmy, jednak przyznaję, że nie było dużo powodów do zadowolenia z naszej postawy na parkiecie. Wygrana w Kwidzynie bardzo podbudowała morale zespołu i wydaję mi się, iż do rewanżu zbyt pewnie podeszliśmy, stąd przegrana dwunastoma bramkami, co jest minusem. Można szukać usprawiedliwienia w 26 godzinnej ciężkiej podróży busem do Rumunii, gdzie zmuszeni byliśmy siedzieć po dwóch. Warunki na drodze były jeszcze gorsze niż są w Polsce (śmiech) i ta trasa z pewnością wymęczyła zespół. Jeden dzień odpoczynku w hotelu pomógł zregenerować siły i mogliśmy podejść do meczu w pełni skoncentrowani. Rumuńska publiczność okazała się ósmym zawodnikiem, która dodawała wiatru w żagle gospodarzom, którzy zobaczyli szansę pokonania nas. HC Odorheiu Secuiesc okazał się o klasę lepszym przeciwnikiem u siebie, niż tu w Kwidzynie. Przyznaję, że nigdy w życiu nie widziałem takiej publiczności jaką ma nasz przeciwnik Challenge Cup.

Zaledwie dwudziestoletni zawodnik, a już jest w Ekstraklasie Mężczyzn. Adam Pacześny tak zaczynał swoją przygodę ze szczypiorniakiem - Moja historia z piłką ręczną zaczęła się dość śmiesznie. W trzeciej klasie szkoły podstawowej, była ze mnie "niezła" kuleczka (śmiech), moja mama chciała, abym poszedł do klasy sportowej, więc tam się zapisałem. Trafiłem na zajęcia z wychowania fizycznego do Pana Wojciecha Hanyża, który zachęcił mnie do piłki ręcznej. Bardzo mi się to spodobało, zacząłem jeździć na różne turnieje, gdzie wspinałem się co raz wyżej. Moim pierwszym klubem był KPR Wolsztyniak Wolsztyn, gdzie mając sukcesy na Mistrzostwach Polski szlifowałem swoje umiejętności, zdobywając wyróżnienia jako najlepszy obrotowy. Po tych sukcesach zastanawiałem się nad Szkołą Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku. Koledzy namawiali mnie na ten "ruch", mówili, że szybciej się wybiję z SMS-u. Pojechałem na testy, dostałem się i po trzech latach gry w zespole SMS, trafiłem do MMTS Kwidzyn.

Można się domyślać, iż nie było łatwo wpiąć się w szeregi klubu z Kwidzyn. - Tak, na początku przyznam, że ciężko było się za klimatyzować, po 3 latach mieszkania w Gdańsku nagle przeprowadzka do Kwidzyna. Było ciężko, jednak teraz jest już co raz lepiej. W drużynie bardzo dobrze się czuję, jestem traktowany na równi ze wszystkimi, również nie wypada pominąć trenera, który dużo pomaga, podpowiada co zrobić, abym grał jeszcze lepiej. Teraz nie zostaje mi nic innego, jak walczyć o miejsce w wyjściowej siódemce. Jest z kim konkurować i to jest fajne. Myślę, że Michał Peret i Tomek Witaszak czują presje na sobie, że być może za jakiś czas z czystym sumieniem będę ich zmieniać. Z powodu licznych kontuzji Adam Pacześny ma ułatwione zadanie w dostaniu się do składu MMTS.

Nie mogło zabraknąć podsumowania ostatnich trzech tygodni gry. - Z całą pewnością jesteśmy zmęczeni po tym ciężkim okresie. Pięć spotkań w przeciągu trzech tygodni jest wyczerpujące. W tym czasie wykonaliśmy kawał dobrej roboty, zważywszy na fakt, że poza przegraną z HC Odorheiu Secuiesc, były zwycięstwa w Ekstraklasie Mężczyzn. Niestety w klubie są kontuzje, które nie ułatwiają nam sprawy. Jacek Wardziński być może zagra dopiero pod koniec play-offów, Łukasz Czertowicz wróci teraz do składu, a Dzimitry Marhun powinien być gotowy na początek fazy play-off. Te przypadłości w składzie ułatwiają zadanie dostania się do siódemki mi, Adrianowi Nogowskiemu oraz Antoniemu Łangowskiemu. Staramy się jak najlepiej zastąpić starszych kolegów, jednak trener nie daję nam zbyt często tej szansy. Nie ma się co dziwić, skoro jest to nasz pierwszy sezon w ekstraklasie, musimy walczyć o swoje miejsce na parkiecie. Przyznam również, iż nie jest to łatwe zadanie. Na treningach możemy pokazać trenerowi na co nas stać. Jak już znajdziemy się w składzie to gramy na 110% swoich możliwości. Niestety nie zawsze nam to wychodzi, mogę powiedzieć na własnym przykładzie po meczu z Puławami. Swoją szansę dostałem na 15 minut przed końcem, gdzie wynik był na styku trener powiedział, że mam wejść. Presja była ogromna, serce dwa razy mocniej waliło, ale wyszedłem i podołałem temu zadaniu. Myślę, że z meczu na mecz wkupię się w drużynę.

Kolegium Ligi Związku Piłki Ręcznej w Polskie postanowiło wystąpić do zarządu ZPRP o zmianę dotychczasowego systemu gry play-off. Jak kołowy MMTS Kwidzyn - Adam Pacześny ustosunkuje się do tego posunięcia? - Jak dla mnie faza play-off jest dziwnym rozwiązaniem. Każdy zespół od samego początku sezonu skupia się na rundzie zasadniczej, aby zająć jak najlepszą pozycję. W zeszłym roku MMTS-owi nie szło zbyt dobrze w fazie zasadniczej, ale w walce o medale przyszła forma i nagle Kwidzyn ma brąz. Teraz sprawa wygląda inaczej. Formę mamy, walczymy o jak największą ilość punktów, jednak nie wiadomo co przyniesie ostatnia faza sezonu. Może przyjść słaby mecz i nagle wypadamy z gry o medal. Kalkulując tabelę, teraz rywalizowalibyśmy z Azotami Puławy, z którymi toczyliśmy ciężki bój dwa tygodnie temu na własnym parkiecie. Po naszej grze w Challenge Cup, dyspozycja dnia może się odbić i koniec. Nie wiadomo jak z kontuzjami, ciężko powiedzieć jak będzie.

Komentarze (0)