Bartosz Haczkiewicz: Ślązacy nie odpuszczą

Sezon powoli zbliża się ku końcowi. AS-BAU Śląsk Wrocław stoi w dobrej i zarazem w bardzo złej sytuacji. Dobrej, bo do upragnionego pozostania w lidze wystarczy im remis w najbliższym meczu w Gdańsku, a złej, bo w tym pojedynku będą występowali osłabieni brakiem aż sześciu zawodników. Mimo problemów kadrowych, bo przecież kontuzje trapią Śląsk nie od dziś, wrocławianie braki w składzie nadrabiają ambicją i walką na parkiecie. - Szkoda, że kontuzje zabierają nam kolejnych graczy, bo i tak jest nas niewielu - mówi kołowy z Wrocławia, Bartosz Haczkiewicz.

Przed dwoma ostatnimi spotkaniami Śląsk zachowuje dwa punkty przewagi nad dziesiątym AZS AWFiS Gdańsk. - To mało, zdecydowanie za mało. Gdybyśmy tych punktów mieli trochę więcej, to nie musielibyśmy się teraz przejmować, czy Gdańsk nas dogoni i czy będziemy walczyć w ewentualnych barażach - mówi zawodnik z Wrocławia. - Najlepiej było zdobyć te dwa punkty jeszcze w momencie, kiedy istniała możliwość awansu do ósemki. I wtedy tam z nimi walczyć, mielibyśmy bezpieczne miejsce to nie byłoby takich problemów. Jednak teraz nie ma co do tego wracać - podkreśla Haczkiewicz.

W ostatnim meczu Śląsk po raz pierwszy w tym sezonie podzielił się punktami z rywalem. W Głogowie padł remis 28:28. Jak ten wynik odebrał zawodnik z Wrocławia? Sukces! - odpowiada bez zastanowienia. Jednak po chwili dodaje: - Na pewno pod względem tego, że udało się nam tam jakiekolwiek punkty wyrwać, pomimo tego sędziowania i tych wszystkich przypadków z kontuzjami. Po zakończeniu meczu sam nie wiedziałem czy się cieszyć czy nie. W obecnej sytuacji kadrowej Śląska każdy punkt jest niemal na wagę złota. Wszak jedno "oczko" zdobyte w Gdańsku daje wrocławianom wykonanie przedsezonowego założenia. Jednak szczypiornista Śląska nie jest do końca zadowolony ze swojej postawy w Głogowie: - Można powiedzieć, że odczuwam taki prywatny niedosyt. Miałem cztery okazje, które mogłem wykorzystać, a trafiłem w bramkarza lub przestrzeliłem. Trochę mi tego szkoda, bo wiem, że skuteczne wykończenie tych okazji mogło nam dać zwycięstwo.

Po meczu z Gdańskiem, w przypadku ewentualnego niepowodzenia, wrocławian czeka mecz z teoretycznie najsłabszym NMC Powenem Zabrze. Zabrzanie w tym sezonie wygrali tylko pięć meczów, ale aż trzy... właśnie ze Śląskiem. - Są takie drużyny, z którymi radzi sobie cała liga, a my nie. Mamy takie wrażenie, że już przed meczem przewidujemy jak się takie starcie zakończy. Podchodzimy do takiego meczu zdenerwowani, mamy spuszczone głowy, a rywale są zadowoleni. Nikt nie wie, z czego może to wynikać - analizuje Haczkiewicz. O ile z Powenem Śląsk sobie wybitnie nie radzi, o tyle zupełnie inaczej sytuacja wygląda z Chrobrym Głogów. - Z Głogowem taka analogiczna sytuacja, ale nie zawsze tak było - zaznacza kołowy. - Wyjazdy na derby do Głogowa kojarzyły się bardziej z mocnym wysiłkiem fizycznym. Tam panowie nie są mali, mają poważną obronę. Lubią się poprzepychać. Ale najwidoczniej ten Chrobry nam w tym sezonie pasuje.

Przegrana przed dwoma tygodniami w Zabrzu nie skomplikowała sytuacji Śląska, ale nieco odłożyła w czasie wywalczenie bezpiecznego bytu w lidze, o ile w ogóle do takiego dojdzie. Czy w tamtym meczu, do którego Powen przystępował już jako spadkowicz, wrocławianie nie zlekceważyli rywali? - Nie. Bardziej powiedziałbym, że Zabrze było w takiej pozytywnej sytuacji. Spadają, już nie mają o co walczyć, to nie ma presji - tłumaczy Haczkiewicz. - Wiadomo, że Ślązacy się nie poddadzą, to wynika z ich charakteru. Poza tym zupełnie inaczej się gra, jak nie ma tej presji zdobycia punktów, tylko jest chęć pokazania się, wszystko zaczyna wychodzić.

- Na pewno jednak nie zlekceważyliśmy rywala - podkreśla. - Nie podchodziliśmy do tego meczu z myślą "Zabrze spadło, to teraz będzie łatwo". Wręcz przeciwnie, zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie ciężko. Zresztą mamy znajomych w tej drużynie i z naszych rozmów też wynikało, że nikt nie zamierza odpuścić. W ostatnim meczu też nie możemy liczyć na taryfę ulgową - kończy Haczkiewicz.

Komentarze (0)