Tegoroczny finał Pucharu Polski miał taki sam skład jak ten w 2009 roku. Co ciekawe zresztą poprowadziła go ta sama para sędziowska, czyli Mirosław Baum i Marek Góralczyk. Spotkanie, które rozegrane zostało wówczas we Włocławku nie przyniosło zbyt wielu emocji. Kielczanie, po jednostronnym widowisku, zwyciężyli aż 26:16, już do przerwy uzyskując 10 bramkową przewagę. Licznie zgromadzeni w Lublinie kibice mieli nadzieję, że tym razem mecz będzie bardziej wyrównany.
Spotkanie rozpoczęło Vive, ale pierwszy rzut Mariusza Jurasika obronił Adam Malcher. Za chwilę świetnie w bramce spisał się także jego vis-a-vis Marcus Cleverly, który po znakomitej interwencji, uruchomił szybką kontrę wykorzystaną przez Rastko Stojkovicia. W 3 minucie lubinianie, za sprawą Piotra Obrusiewicza, wyrównali. Zresztą mecz był początkowo bardzo wyrównany. W 7 minucie 2-minutową karę wykluczenia otrzymał Adrian Niedośpiał co skrzętnie wykorzystali kielczanie, którzy za sprawą Pawła Podsiadły Mariusza Jurasika wywalczyli sobie niewielką przewagę (6:4). Trzeba jednak powiedzieć, że w tym okresie obrona Vive nie funkcjonowała jeszcze tak jak powinna, ale w bramce dalej świetnie spisywał się Cleverly. W 12 minucie, po kolejnym trafieniu Podsiadły, mistrzowie Polski wyszli na prowadzenie 7:4. W tym momencie zareagował Jerzy Szafraniec, który poprosił o przerwę.
Te uwagi pomogły bowiem Zagłębie rzuciło trzy bramki z rzędu i wyrównało. To wyraźnie podrażniło podopiecznych Bogdana Wenty, którzy od tego momentu zaczęli grać dokładniej w ataku i obronie. Nie dziwi więc, że w 20 minucie było 12:9 dla gospodarzy sobotniego finału. Na 3 minuty przed końcem pierwszej części gry Vive prowadziło już 16:11 a jednym z jego bohaterów był Kazimierz Kotliński, który zmienił zmęczonego Celeverly`ego. Trzeba jednak przyznać, że lubinianie starali się walczyć, jednak umiejętności były zdecydowanie po stronie przeciwników. Na 20 sekund przed końcem Bogdan Wenta poprosił o czas. Ostatnia akcja nie przyniosła już jednak sukcesu i do przerwy jego zespół prowadził 17:13.
Pierwsze trafienie po przerwie zaliczył, z rzutu karnego, Piotr Obrusiewicz. Za chwilę, ten sam zawodniki, ponownie z linii siedmiu metrów, zdobył swoją siódmą a 14 bramkę dla Zagłębia i zrobiły się już tylko 3 trafienia różnicy. Ta przewaga kielczan utrzymywała się do 40 minuty kiedy to bramkę na 23:19 zdobył Paweł Zaremba. Od tego momentu rozpoczęło się powolne budowanie coraz większej przewagi przez Vive, które zdecydowanie przyspieszyło swoją grę, co chwilę prezentując niesamowicie efektowne akcje. W 45 minucie było już 27:19 na co musiał zareagować Jerzy Szafraniec, który poprosił o czas. Tym razem przerwa nie pomogła. Kielczanie nadal grali znakomicie, czego dowodem jest to, że nawet grając w podwójnym osłabieniu potrafili zdobywać bramki. Ostatecznie mistrzowie Polski zwyciężyli 38:27, zasłużenie odbierając po raz drugi z rzędu Puchar Polski i czek na 25 tysięcy złotych. Najlepszymi zawodnikami zostali wybrani Paweł Adamczak z Zagłębia i Mariusz Jurasik z Vive Targów Kielce, który odebrał główne trofeum z rąk prezesa ZPRP, Andrzeja Kraśnickiego.
Vive Targi Kielce - Zagłębie Lubin 38:27 (17:13)
Vive: Cleverly, Kotliński - Gliński, Nat, Podsiadło 5, Krieger 1/1, Knudsen 6, Rosiński 1, Jurasik 8, Zaremba 2, Piwko, Kuchczyński 2, Żółtak 1, Grabarczyk 3, Stojković 9/3.
Kary: 6 min.
Karne: 4/5.
Trener: Bogdan Wenta.
Zagłębie: Malcher, Świrkula - Orzłowski, Stankiewicz 3, Niedośpiał 2, Steczek, Paweł Adamczak 6, Obrusiewicz 8/5, Yakovlev, Nowak 2, Tomczak 1, Fabiszewski 1, Kozłowski 1/1, Piotr Adamczak 3.
Kary: 2 min.
Karne: 6/6.
Trener: Jerzy Szafraniec.
Sędziowali: Mirosław Baum (Warszawa) i Marek Góralczyk (Świętochłowice).
Widzów: ok. 3500.