Kamil Kołsut: Piotrze, co się stało w Wągrowcu?
Piotr Wyszomirski: Sami się nad tym zastanawiamy, szukamy przyczyny porażki. Mieliśmy już spotkanie z zarządem, rozmawialiśmy o tym, co wydarzyło się w meczu z Nielbą. W naszej grze nie funkcjonowało absolutnie nic: ani atak pozycyjny, ani obrona, ani kontry. Dlaczego? W tej chwili nie jestem w stanie tego wytłumaczyć.
Po meczu z Gorzowem wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Wasza gra wyglądała naprawdę nieźle, a tymczasem w Wągrowcu zobaczyliśmy zupełnie inny zespół.
- Na spotkanie z Gorzowem wyszliśmy maksymalnie skoncentrowani, walczyliśmy od samego początku. Bardzo dobrze spisywała się formacja defensywna, grał atak. Z Nielbą tego wszystkiego zabrakło. Zrobiliśmy aż dwadzieścia jeden błędów, podczas gdy w trzech poprzednich meczach - w sumie - było ich tylko dziewiętnaście.
Tak doświadczony zespół nie powinien przegrywać meczów przez błędy indywidualne.
- Nie mam pojęcia, z czego to wynika. Średnia wieku naszego zespołu wynosi blisko dwadzieścia dziewięć lat, jest wielu doświadczonych graczy, od kilkunastu miesięcy gramy praktycznie w tym samym zestawieniu. Na pewno nie powinniśmy w ten sposób przegrywać spotkań. Jak już mówiłem, sami nie wiemy, co się z nami dzieje, skąd bierze się tak słaba gra.
Przed sezonem wydawało się, że terminarz wam sprzyja. Po czterech kolejkach miało być na koncie osiem punktów i psychiczny komfort przed meczami z ligową czołówką.
- Wszyscy rywale byli w naszym zasięgu, to nie ulega żadnej wątpliwości. Poprzedni sezon zaczęliśmy znakomicie, wygraliśmy trzy pierwsze mecze - teraz sytuacja jest zgoła odmienna. Straciliśmy punkty z przeciętnymi rywalami, a poprzeczka idzie w górę. Celem, jaki postawił przed nami zarząd, jest miejsce w czołowej szóstce. Punkty, które straciliśmy w meczach z niżej notowanymi rywalami, musimy więc odbić sobie w spotkaniach z zespołami górnej części tabeli. To jest sport, wszystko może się zdarzyć.
Przed wami Wisła i Vive. Wygląda na to, że czerwonej latarni szybko nie oddacie.
- Chcemy wygrać z Wisłą. Stal Mielec niedawno pokazała, że można z nimi powalczyć nawet na ich parkiecie. Nie chcę w tym momencie składać deklaracji, że w sobotę wygramy i odbijemy się od dna, ale z pewnością stać nas na dobry wynik. Vive zaś, wiadomo. W tej chwili nikt w polskiej lidze nie jest w stanie kielczan pokonać.
Gracie zdecydowanie poniżej oczekiwań. Wyniki byłby jednak jeszcze gorsze, gdyby nie fantastyczna forma Macieja Stęczniewskiego.
- Faktycznie, tej jesieni prezentuje niesamowitą dyspozycję. Ilość sytuacji sam na sam, które obronił w meczu z Chrobrym, nie mieści się w głowie. Gdyby nie on, wówczas przegralibyśmy co najmniej piętnastoma bramkami.
Dobra gra rywala do miejsca między słupkami z pewnością mobilizuje cię do pracy. Faktem pozostaje jednak to, że jak na razie w lidze zbyt wiele nie grasz, a siedząc na ławce ciężko pokazać się Bogdanowi Wencie.
- Oczywiście nie odpuszczam, cały czas walczę z Maćkiem. Jestem bardzo zadowolony, że mam takiego rywala - niezwykle doświadczonego, od którego cały czas mogę się uczyć. Swoją szansę dostałem w Wągrowcu, wyglądało to jednak średnio. Jego forma jest niesamowita, jednym bramkarzem nie można jednak ugrać całej ligi i jestem przekonany, że będę dostawał swoje szanse. Celem każdego zawodnika jest gra w reprezentacji i mam nadzieję, że selekcjoner nie zapomni o mnie przy rozsyłaniu kolejnych powołań.
Za chwilę mamy mecz z Ukrainą, niebawem bronić będziecie wicemistrzostwa świata. Twoi rywale do miejsca w bramce prezentują się naprawdę dobrze: Marcin Wichary jest prawdziwym filarem Wisły, w dobrej formie jest Sebastian Suchowicz.
- Naszą ligę obserwuję uważnie i do tego grona dorzuciłbym jeszcze Michała Świrkulę, który od początku sezonu znajduje się w świetnej dyspozycji. Adam Malcher też walki o miejsce w kadrze walkowerem nie odda, Wichary jest w fantastycznej formie. To jest seniorska reprezentacja Polski, rywalizacja jest niesamowita. Ja jednak nie odpuszczam i myślę że stać mnie na to, by zdystansować rywali.
Jesteś w tej chwili jedynym zawodnikiem Azotów, który znajduje się w kręgu zainteresowań selekcjonera. Czujesz z tego powodu jakąś specjalną presję? Nie masz wrażenia, że jesteś w drużynie kimś wyjątkowym, kto - dzięki występom w kadrze - nakręca koniunkturę na piłkę ręczną w Puławach?
- Na pewno nie myślę o tym w ten sposób. Przychodzę na każdy trening, wszystkie ćwiczenia wykonuję z pełnym zaangażowaniem, daję z siebie maksimum. Jestem młodym zawodnikiem, mam przed sobą wiele lat grania, muszę więc przede wszystkim koncentrować się na ćwiczeniach, nieustannym podnoszeniu moich umiejętności. Moim wzorem jest Sławomir Szmal, prawdziwy tytan pracy. Ciężko harował w młodości i dziś pod względem technicznym jest wręcz perfekcyjny, nie ma żadnych braków.
Nie myślałeś o tym, żeby wyrwać się z Puław? Spróbować sił w lepszym klubie, może - wzorem Sławka Szmala - w Bundeslidze?
- Oczywiście, takie myśli się pojawiają. Mam jednak jeszcze dwa lata kontraktu z Azotami i koncentruję się na grze dla tego klubu. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Latem nie miałem żadnych konkretnych ofert, potencjalnych pracodawców odstraszać może jednak także kwota transferowa. Z tego co słyszałem, prezes Witaszek tanio swoich zawodników nie oddaje...