Rozmowa została przeprowadzona tuż po ligowym spotkaniu z NMC Powen Zabrze, które odbyło się w ramach 4. kolejki pierwszej ligi mężczyzn.
Maciej Wojs: Tydzień temu pana zespół zagrał bardzo dobry mecz z ASPR Zawadzkie. Dzisiaj praktycznie przez 55 minut nie był przysłowiowym "chłopcem do bicia" dla faworyta rozgrywek - ekipy Zabrza. Czy tym samym kibice BKS-u mają rozumieć, że gra ich zespołu zmierza w coraz lepszym kierunku?
Tomasz Wieczorek: Nie i jeszcze raz nie. To nie jest tak, że całą pracę zakończyliśmy tym jednym dobrym meczem i dzisiejszą w miarę dobrą postawą. Czeka nas jeszcze dużo ciężkiej sportowej pracy. Poza tym, ten dzisiejszy mecz mógł zakończyć się zupełnie innym wynikiem, bo Zabrze także popełniło wiele błędów. My zrobiliśmy ich więcej i dlatego taka porażka, chociaż uważam, że gdyby skończyło się czterema-pięcioma bramkami to byłby to wynik sprawiedliwy. Mamy obecnie wiele kontuzji w zespole, przez co zmniejszyła nam się liczba zmienników i kombinacji taktycznych ustawień. Troszeczkę baliśmy się nie stracić dzisiaj kolejnych graczy, bo Zabrze preferuje dość mocną i twardą grę w obronie. Dlatego też uczulałem chłopaków, że nie mogą iść na wymianę ciosów. Nasza gra w defensywie była na poziomie satysfakcjonującym, bo Zabrze zdobywało bramki głównie z kontrataków, które wynikały z naszych błędów podania i chwytu piłki. Zagraliśmy jako zespół dzisiaj w miarę poprawnie, ale indywidualne błędy techniczne nas rozłożyły. Dlatego podkreślę jeszcze raz, ten rezultat wynika z błędów podań i chwytów piłki, których uczy się i doskonali na etapie juniora.
Jak pan oceni to spotkanie i postawę swoich zawodników?
- Jeśli chodzi o zawodników, to z większości z nich jestem zadowolony. Przytrafiła nam się pod koniec meczu mała kontuzja Dawida Chrapusty, dlatego na ostatnie sześć minut zmuszony byłem wpuścić na boisko Artura Wełnę. Co prawda rzucił jedną bramkę, ale miałem do niego pretensje, że od razu po wejściu oddał rzut z kompletnie nieprzygotowanej pozycji. Tak samo miałem pretensje do Dawida, który w momencie gdy przegrywaliśmy czterema bramkami i wychodziliśmy z kontrą, podał piłkę wprost w ręce przeciwnika. Oni rzuci z tego bramkę i zrobiło się pięcioma, a równie dobrze mogło być trójką. W momencie gdy przeciwnik dochodzi cię na trzy bramki nie masz już takiej pewności gry, zaczyna drżeć ci ręka. Różnie to mogło się wtedy potoczyć. Chcąc walczyć z taką drużyną jak Zabrze zmuszeni jesteśmy jeszcze się wzmocnić. Ponadto, wielce ryzykowne jest przystępować do ligi mając w kadrze siedemnastu graczy. Uważam, że kadra powinna liczyć dwadzieścia osób, a czternastka powinna być na wyrównanym poziomie sportowym.
Skoro już poruszył pan temat wzmocnień, to obecna kadra zespołu nie uwzględniając kontuzjowanych zawodników liczy trzynaście osób. Odejmując bramkarzy zostaje nam dziesiątka, do której dołączył jeszcze Maciek Imiołek z MOSiR-u Bochnia. Planujecie jakieś wzmocnienia przed zakończeniem tej rundy?
- Generalnie rzecz biorąc, aby starać się wzmocnić musimy mieć najpierw zielone światło od zarządu. Oczywiście, że wzmocnienia przydałyby się nam, bo ogólnie jest nas po prostu mało. Z Maćkiem, który dołączył do nas w czwartek mamy czternastu sprawnych zawodników. A on jako zawodnik, który dopiero skończył wiek juniora musi najpierw zaaklimatyzować się w nowym zespole i nowym otoczeniu. Nie brał udziału w przygotowaniach do obecnego sezonu, dlatego teraz musimy go bezpiecznie przeprowadzić przez ten okres przejścia z juniora do seniora. Na najbliższy czas to dla mnie i dla niego jedno z ważniejszych zadań do wykonania.
Na jakich konkretnych pozycjach chciałby pan dokonać tych wzmocnień?
- Na pewno musimy szukać jeszcze prawego rozgrywającego i obu skrzydeł.
Do meczu z Zabrzem przystąpiliście mocno osłabieni. Jak wygląda proces rekonwalescencji kontuzjowanych zawodników? Kiedy zobaczymy ich na boisku?
- Oczywiście chciałbym, aby doszło do tego jak najszybciej. Trudno określić dokładnie kiedy powrócą na boisko, bo każdy z nich ma bardzo nieprzyjemną kontuzję. Siarhei Kiryłow nadciągnął więzadła krzyżowe tylne i wróci pewnie dopiero w listopadzie. Wiele lat funkcjonuję już w sporcie, czy to jako zawodnik czy trener, ale nigdy nie słyszałem o przypadku takiej kontuzji jaką ma Tomek Zacharski - pęknięty mostek. Zresztą ten mostek jest złamany, więc jeszcze gorzej. Natomiast Grzegorz Balicki ma bardzo niewdzięczną kontuzję, bo doznał złamania kości śródręcza. Myślę, że zajmie mu około cztery tygodnie do zdjęcia opatrunku, potem dopiero wróci do treningów, a do meczu sprawny będzie dopiero pewnie dwa tygodnie później.
W sobotę pana zespół zagra ważny mecz u siebie z Radomiem. Jeśli chodzi o elementy gry wymagające poprawy, na które z nich zwróci pan szczególną uwagę na treningach?
- Nie ma tutaj konkretnego elementu, na który musimy zwrócić uwagę. Dla nas każdy mecz jest bardzo ważny i dlatego każdą formację, czy to atak czy obronę dalej doskonalimy - zresztą dzisiaj też nie przyjechaliśmy do Zabrza odpuścić spotkanie. To, że potrafimy walczyć pokazaliśmy tydzień temu z Zawadzkimi. Nie wyszedł nam troszeczkę mecz z Olimpią, potem zaliczyliśmy totalną sportową wpadkę w Halembie. Dzisiaj także w miarę dobrze zagraliśmy i mimo tego, że nie byliśmy faworytami mogliśmy powalczyć o dobry wynik. Do następnego meczu musimy przede wszystkim zadbać o dobrą koncentrację przed meczem. Czasami mam wrażenie, że moi zawodnicy boją się podjąć tego sportowego wyzwania. Niektórzy nie potrafią sobie poradzić z presją, niektórzy dopiero się tego uczą.
No właśnie, który z elementów jest największym mankamentem pana zespołu? To co pan już wspomniał, czyli chwyt i podanie, czy może nieumiejętność skutecznej gry w przewadze liczebnej?
- Myślę, że żaden z nich nie jest naszym największym mankamentem, bo w pierwszej połowie podczas przewagi pięknie rozegraliśmy akcję - Krzysiek Chrabota podał do Tomka Charuzy, a on nie wykończył rzutu z czystej pozycji. Brak skuteczności - to nam podcina skrzydła, bo cała drużyna pracuje na akcję, a facet wychodzi w powietrze w rzuca w miejsce, które sobie akurat umyśli. Tak nie można robić, trzeba obserwować zachowanie bramkarza, jego reakcję. Moi zawodnicy muszą się jeszcze nauczyć walczyć o każdą bramkę zarówno w ataku jak i obronie na przysłowiowe "śmierć i życie".
Jakie są oczekiwania Tomasza Wieczorka względem swoich podopiecznych w tym sezonie?
- Chciałbym, żeby drużyna była w środku tabeli na zakończenie sezonu. Mam taki swój cel, oczywiście najważniejszy to doprowadzenie w ciągu dwóch-trzech lat drużyny do Ekstraklasy, jeśli zostanę dalej w Bochni na pozycji pierwszego trenera. Proszę pamiętać, że w Bochni musimy cały czas budować drużynę. W tym roku czystym przypadkiem było, że rozwiązany został Śląsk i Gdańsk, skąd niektórzy zawodnicy trafili do nas. Bochnia potrzebuje takich zawodników, którzy pociągną za sobą młodzież bocheńską i nie tylko, a co za tym idzie zachęcą do uprawiania piłki ręcznej. Jeśli tak się stanie, to za kilka lat na parkiecie w barwach BKS-u zobaczymy wreszcie większość rodzimych szczypiornistów z regionu bocheńskiego. Tego oczywiście życzę klubowi, ale jak będzie to wszystko wyglądało to czas pokaże. Chcąc uzupełnić wypowiedź powiem, że bardzo ciężko jest nam ściągać znanych zawodników, gdyż nie jesteśmy flagową pierwszoligową drużyną, która już dzisiaj może walczyć o awans do Superligi. Zapewne gdybyśmy zaproponowali jakieś niebotyczne pieniądze, to wtedy być może zgodziliby się. Na razie musimy zapracować sami na markę i jakość gry zespołu.
Czego można życzyć panu w tych rozgrywkach?
- Chciałbym, aby społeczność bocheńska okazała więcej wiary w zespół i w tych chłopaków.