- Przydało nam się to, chłopcy się obudzili i spięli jeszcze bardziej - przyznaje w rozmowie ze SportoweFakty.pl szkoleniowiec Vive, Bogdan Wenta, pytany o moment, w którym rywale niebezpiecznie zaczęli zbliżać się do kieleckiego zespołu. - Szkoda, że mecz nie trwał jeszcze dłużej, bo była dobra walka. W pewnym momencie żaden zespół nie patrzył już na wynik, skupiając się na rywalizacji. Właśnie o to chodzi w piłce ręcznej, takich spotkań potrzeba jak najwięcej - cieszy się selekcjoner reprezentacji Polski.
Wenta nie kryje jednak, że cały czas wierzył w swój zespół i tak naprawdę puławianie nie zagrażali Vive ani przez moment. - Mecz piłki ręcznej toczy się przez 60 minut. Może to zabrzmi dziwnie, ale ani przez chwilę nie miałem wrażenia, że Azoty mogą nas przełamać - tłumaczy. Przy stanie 12:13 jego podopieczni zreflektowali się błyskawicznie, rzucili dwie bramki i ponownie odskoczyli Azotom. - Trzeba wierzyć w to, co się robi i wierzyć przede wszystkim w swoich ludzi - dodaje Wenta.
Jednym z bohaterów Puław został - już po raz kolejny tej jesieni - Maciej Stęczniewski. - Bronił jak powinien bronić. Grał dla swojego klubu i robił to bardzo dobrze - przyznaje Wenta. Golkiper Azotów odbił tego dnia aż 20 piłek. - Muszę jednak powiedzieć, że moi zawodnicy sami nie wykorzystali kilku dogodnych sytuacji - zaznacza Wenta. - Podobnie zresztą jak zespół z Puław. Ich obrotowy był tego dnia bardzo nieskuteczny - wyjaśnia selekcjoner reprezentacji Polski.
Już w najbliższy weekend szczypiorniści Vive podejmą Nielbę, a następnie czekają ich kluczowy dla losów Ligi Mistrzów dwumecz z Barceloną oraz konfrontacja z płocką Wisłą. - Mamy mecze co trzy dni, to dla nas chleb powszedni - nie kryje Wenta. - Jesteśmy do tego dobrze przygotowani, wyników nigdy nie można jednak zagwarantować. W meczu z Azotami, była walka, było parę groźnych sytuacji, na szczęście nikomu nic się nie stało. To świadczy o tym, że chłopcy są dobrze przygotowani i napawa mnie to optymizmem.