Przed spotkaniem coraz więcej osób zadawało sobie pytanie, czy płocczanie wreszcie znajdą sposób na mistrzów Polski. Przemawiało za tym wiele czynników. Nowa, ogromna hala, wypełniona po brzegi żywiołowo dopingującymi kibicami, coraz lepsza postawa "Nafciarzy" i nierówna forma zespołu Bogdana Wenty. Kielczanie pokazali jednak klasę. Wygrali pewnie i udowodnili, że potrafią mobilizować się na trudne pojedynki.
Samo spotkanie okrzyknięte zostało meczem sezonu i jednym z najlepszych pojedynków ostatnich lat. Do mistrzowskiego poziomu Vive dołączyli też gospodarze, którzy przez większą część meczu walczyli na równi z kielczanami. W pewnym momencie, po prostu zabrakło im argumentów. - Vive wygrało zasłużenie, choć może trochę za wysoko. Jestem jednak dumny z całej swojej drużyny. W końcówce byliśmy nieco zmęczeni i graliśmy bez głowy - przyznał szkoleniowiec "Nafciarzy", Lars Walther.
Vive grało swoją, ułożona piłkę ręczną. Kielczanie dysponowali spokojem i konsekwencją. Dawno już mistrzowie Polski z taka dokładnością nie realizowali założeń taktycznych. Także indywidualnie zespół Bogdana Wenty wykazywał się dużą kreatywnością. To, czego brakowało czasami w poprzednich spotkaniach, w "Świętej Wojnie" funkcjonowało przez pełne 60 minut. Przypadek? Nie. Vive to klasowy zespół. Doświadczenie z tak ogromnej ligi, jaką jest Champions League musi robić swoje. A w środę dochodziła przecież jeszcze dodatkowa mobilizacja, która w przypadku starć kielecko-płockich pojawia się już automatycznie.
Środowe otwarcie Orlen Areny powinno cieszyć wszystkich kibiców szczypiorniaka w Polsce. Także tych z Płocka. Bo ich drużyna pokazała, że powoli wraca do wysokiej dyspozycji. Takiej, która może skutecznie w przyszłości zagrozić zespołowi Bogdana Wenty. A to same plusy. Dla ciągle kulejącej promocji PGNiG Superligi, mecze na wysokim, europejskim poziomie i przy 6 tysiącach kibiców to przecież najlepsza z możliwych reklam.
Jak długo jeszcze kielczanie będą dominować w Polsce?