Wynik sobotniego spotkania otworzył Dima Kuzelev i mimo, że chwilę potem Rumuni wyrównali, to na kolejne prowadzenie wyprowadził Nafciarzy Adam Twardo, który kilkadziesiąt sekund później powędrował na ławkę kar. Zawodnicy z Płocka nie pozwolili jednak rywalom na rozwinięcie skrzydeł starając się wykorzystywać wszystkie nadarzające się okazje do zdobycia bramki. Efekt przyszedł dość szybko i Wiślacy zaczęli konsekwentnie odrabiać straty z pierwszego meczu.
W 15 minucie po rzucie kołowego Zbigniewa Kwiatkowskiego miejscowi prowadzili już 9:6, a kilkadziesiąt sekund później wynik podwyższył niezawodny ostatnio Arkadiusz Miszka. Wtedy jednak do gry wrócili rywale niwelując swoją stratę do jednej bramki (11:10). Gdy w 27 minucie spotkania tablica świetlna wskazywała 12:11 dla Wisły, chyba nikt nie liczył na trzyminutowy koncert gry Nafciarzy, podczas którego ręce same składały się do oklasków. Za solistę można uznać Piotra Chrapkowskiego, który rzucił trzy bramki z rzędu, przy ostatniej wręcz ośmieszając bramkarza rywali efektowną wkrętką. Wynik tej części gry ustalił Miszka i po syrenie kończącej pierwszą partię zawodnicy schodzili przy stanie 16:11, który dawał awans płocczanom.
Od pierwszych sekund drugiej części sobotniego pojedynku Nafciarze grali z ogromną determinacją. Pierwszą bramkę tej połowy zdobył Dima Kuzelev, a chwilę potem ku uciesze miejscowej publiczności na ławkę kar powędrowało dwóch graczy Reşiţy. Niestety grając w przewadze (6 na 4 w polu) Nafciarze nie potrafili dobić znajdujących się na kolanach rywali. Ten dwuminutowy okres gry skończył się wynikiem 0:0, co można nazwać niewątpliwie początkiem końca…
Przez kolejne minuty zawodnicy Orlen Wisły nadal przeważali i powiększali przewagę prowadząc już nawet 8 bramkami (20:12). Jeszcze na 15 minut przed końcem Nafciarze posiadali kilkubramkową zaliczkę (23:15), lecz od tej pory coś zacięło się w nieźle funkcjonującej płockiej maszynie. Szczypiorniści z Mazowsza nie potrafili pokonać bramkarza rywali oraz coraz słabiej spisywali się w defensywie. Nic więc dziwnego, iż ich przewaga zaczęła topnieć niczym pierwszy śnieg.
Gdy w 57 minucie rywale doszli Wisłę na 3 bramki o czas zdecydował się poprosić Lars Walther. Przerwa w grze przyniosła skutek, gdyż na listę strzelców wpisał się playmaker Vegard Samdahl. Wynik 26:22 dawał awans polskiemu zespołowi, nic więc dziwnego, że zgromadzeni w Orlen Arenie kibice starali się jak najbardziej zdeprymować Rumunów, a tak głośnego buczenia i gwizdów nie było nawet podczas szlagierowego pojedynku z Vive Targami Kielce.
Gdy na minutę przed końcem zawodnicy naftowego klubu przejęli piłkę na hali rozległ się głośny doping. Niestety najpierw pomylił się faulowany Luca Dobelsek, a następnie słabo dysponowany tego dnia Adam Wiśniewski, a jak wiadomo niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Tak też było i w tym przypadku, a katem Wisły okazał się Predrag Vujadinović. Wprawdzie do końca meczu pozostało jeszcze kilkanaście sekund, lecz okazało się to zbyt mało, by zdobyć premiującą awansem bramkę. Ostatnią szansą był rzut wolny bezpośredni, którego nie wykorzystał jednak Lars Moller Madsen.
Po zakończeniu spotkania nikt nie wierzył w to, co stało się w końcówce. Kibice i zawodnicy Wisły nie potrafili zrozumieć, jak zaprzepaścili taką szansę, z kolei gracze UCM Reşiţy nie wierzyli, że udało im się awansować do kolejnej rundy Pucharu Zdobywców Pucharów…
Orlen Wisła Płock - UCM Reşiţa 26:23 (16:11)
Orlen Wisła: Seier, Wichary - Miszka 7 (0/1k), Wiśniewski 1, Kwiatkowski 2, Kuzelev 6, Chrapkowski 4, Samdahl 1, Dobelsek, Zołoteńko 3, Madsen, Twardo 2
UCM Reşiţa: Szabo, Antonaru - Ghionea 5 (2/2k), Fenici 1, Georgescu 4 (1/2k), Paraianu 2, Irimescu 1, Tucanu 1, Petrea 2, Djordević 2, Stamate 3, Vujadinović 2
Kary:
Orlen Wisła - 4 minuty (Kwiatkowski, Twardo)
Reşiţa- 8 minut (Georgescu, Ghionea, Rohozneanu, Tucanu)