Był to mecz niezwykle ważny dla obu zespołów. Do tego derby, które jak wiadomo rządzą się własnymi prawami i zawsze dodatkowo mobilizują zawodników i elektryzują kibiców.
Miedziowi przystępowali do tego pojedynku z przysłowiowym nożem na gardle. Zagłębie w tym sezonie spisuje się o wiele poniżej oczekiwań i już dawno nie było tak nisko w ligowej tabeli. Podopieczni Jerzego Szafrańca przez 6 ostatnich kolejek nie zdołał zdobyć chociażby punktu.
I to właśnie lubinianie w pierwszych 30 minutach meczu dominowali na parkiecie w Głogowie, wypracowując sobie do przerwy bezpieczną przewagę. Zawodnicy gospodarzy nie radzili sobie ani w ataku, ani w obronie. Popełniali dużo prostych błędów, co skrzętnie wykorzystywali przyjezdni. - O losach tego spotkania zdecydowała pierwsza połowa, za którą możemy przeprosić kibiców. Ciałem byliśmy na parkiecie, a duchem zostaliśmy w szatni - mówi obrotowy Chrobrego Mateusz Płaczek.
Po przerwie głogowianie wyszli na parkiet bardzo zmobilizowani, próbując za wszelką cenę zniwelować przewagę i dogonić rywala. - Dopiero to wszystko o czym mówiliśmy sobie przed meczem, zaczęliśmy realizować w drugiej połowie. Zostawiliśmy kawał serca i zdrowia na parkiecie. Szkoda, że zabrakło tego w pierwszej połowie - dodaje.
W drugiej części meczu to podopieczni Tadeusza Jednoroga dominowali na boisku i byli zespołem lepszym. Jednak przewaga 7 bramek jaką Zagłębie wypracowało sobie w pierwszych 30 minutach okazała się wystarczająca, aby wywieźć z Głogowa 2 punkty. Jak na pojedynek derbowy przystało, emocji w spotkaniu nie zabrakło, szczególnie w drugiej odsłonie. Lubinianie dzięki tej wygranej przerwali fatalną passę porażek i opuścili strefę spadkową.