Projekt: Hala 2057

Lubin, rok 2057. Miasto około 200-tysięczne, w którym mieszkańcom żyje się spokojnie i dostatnio. Miasto pięknie się rozwija i kwitnie, wokół panuje porządek, a piękna zieleń wypełnia każdy wolny skrawek terenu...

W parku na jednej z ławeczek często przesiadywał starszy jegomość o sympatycznym wyrazie twarzy. Człowiek ten sprawiał wrażenie zadowolonego z życia, a jego największą pasją była piłka ręczna. Nie opuszczał żadnego spotkania piłkarek i piłkarzy ręcznych miejscowego klubu - Zagłębia Lubin.

Tego dnia wybrał się na spacer razem z trojgiem prawnuków. Ubrany elegancko w garnitur przyprowadził je na ławeczkę i rozsiadł się z nimi wygodnie. Słońce mile grzało, ale dzieciaki po chwili rozbrykały się i zaczęły dokazywać. Dzieci jak to dzieci były nie do upilnowania, więc dziadek złapał się ostatniego, wypróbowanego sposobu.

- Chodźcie tutaj wszystkie, opowiem Wam pewną historyjkę.

Podziałało. Po chwili cała trójka siedziała obok dziadka na ławce i wesoło machała nóżkami. Dziadek odetchnął z ulgą, wyciągnął z kieszeni fajkę i odpalił.

- No dziadku! Miała być historyjka!

Staruszek pociągnął z fajki, puścił trzy kółeczka, po czym zaczął swoją opowieść.

- Nie mówiłem Wam kochani, ale dzisiaj jest szczególny dzień. Ubrałem się tak ładnie, bo okazja jest szczególna. Dzisiaj mija 50 lat od kiedy nasza ukochana drużyna zdobyła pierwsze mistrzostwo Polski. Pamiętam jak dziś ten finał, pamiętam te emocje, dogrywki i karne, to szaleństwo po wygranej. Ależ to była drużyna... Kubisztal, Jaszka, Kozłowski... Ech... Nie było na nich mocnych. Całe miasto szalało z radości, a rządzący ambitnie planowali wybudowanie w ekspresowym tempie dużej hali sportowej. Bo musicie dzieci wiedzieć, że w tym czasie, a i w latach kolejnych nasza drużyna grała w ciasnej, nieklimatyzowanej sali, a my kibice ściśnięci byliśmy niczym sardynki w puszce i to bez oleju. Ech... Po zdobyciu złotego medalu politycy dumnie ustawiali się do zdjęcia z naszymi mistrzami. Nagle okazało się, że ojców sukcesu jest wielu, a wszyscy z nich obiecali wybudowanie hali sportowej na miarę naszych drużyn. Obiecywali, obiecywali i obiecywali... Był nawet taki jeden, który zapewniał, że zrobi halę w dwa miesiące. Zrobił. Na górce za zabytkowym dworcem PKS-u... halę dla owiec. Podobno miał z tego niezłe zyski, bo wełna wówczas była droższa od miedzi... Pamiętam również, że w latach dwudziestych tego wieku wyczerpały się złoża rudy miedzi i miastu groził zastój. Na szczęście w pobliskim 30-tysięcznym Osieku odkryto bogatą żyłę złota i Lubin spokojnie mógł rozwijać się dalej. Co z tego skoro nasze drużyny nie miały gdzie grać? Przez 49 sezonów 42 razy zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Liga Mistrzów co roku grała albo w pięknych halach w Chocianowie albo w Ścinawie. Chyba w 2033 roku zawodnicy odmówili gry w lidze, bo ich "hala” była po raz pierwszy remontowana, a oni mieli grać na asfalcie... Odmówili wszyscy i drużyny nie przystąpiły do rozgrywek. Tyle lat czekania na halę, tyle obietnic aż w końcu dzisiaj na 50-lecie pierwszego mistrzostwa Polski nastąpi otwarcie nowej hali! W końcu upartym mieszkańcom udało się uzbierać 20 milionów euro i od razu budowa ruszyła z kopyta. Ależ to hala! Piękna, klimatyzowana, 20 tysięcy miejsc! Dziś, już za pół godziny odbędzie się pierwsze spotkanie w nowej hali. Przyjechała do nas sama wielka Barcelona. Pokażemy im jak się gra w piłkę ręczną!

- Za pół godziny dziadku? To przecież musimy kupić bilety!

Dziadek wyciągnął z torby pomarańczowy szalik, zawiesił sobie na szyi i flegmatycznie pociągnął z fajki.

- Spokojnie dzieciaczki, spokojnie. W nagrodę za 50 lat cierpliwego oczekiwania na halę, przez następne 50 lat wstęp będzie darmowy...

Chris

Komentarze (0)