Wiem, że dojdę do formy - rozmowa z Kamilem Sadowskim, rozgrywającym Nielby Wągrowiec

Kamil Sadowski grając twardo, dynamicznie ale przede wszystkim skutecznie, stał się jednym z liderów wągrowieckiej Nielby. Podczas grudniowego meczu MKS-u z MMTS-em Kwidzyn doznał groźnej kontuzji. Zapowiada jednak, że się nie podda i wkrótce powróci na parkiet.

Piotr Werda: Jakie były okoliczności powstania twojej kontuzji?

Kamil Sadowski: Uraz powstał podczas grudniowego pojedynku z MMTS-em Kwidzyn. Jeszcze kilka dni przed spotkaniem, narzekałem na starą kontuzję kostki oraz stawu skokowego. Na szczęście, fizjoterapeutom udało się doprowadzić mnie do stanu używalności. Mogłem wystąpić w tym niezwykle ważnym dla nas meczu. Wyszedłem na parkiet od pierwszego gwizdka. W 26. minucie, podczas wykonywania zwodu, cały ciężar ciała postawiłem na prawą nogę. Nagle poczułem niezwykle silny ból w kolanie. Opuszczałem plac gry już nie o własnych siłach. Nie byłem w stanie powrócić też na boisko.

Jakie były twoje odczucia po kontuzji?

- Najgorsze było to, że przez dłuższy okres nie wiedziałem, co jest z moim kolanem. Bałem się, że czekająca mnie operacja przekreśli plany na występy w tym sezonie. Miałem jednak nadzieję, że uda się jej uniknąć i wznowić wkrótce treningi.

Święta były więc dla ciebie, delikatnie mówiąc - nie za wesołe?

- Cały okres świąteczny spędziłem w rodzinnym gronie. Moi koledzy bawili się na zabawach sylwestrowych, ja natomiast pozostałem w domu. Bałem się, że coś złego mi się przydarzy z nogą. Kontuzja odcisnęła na pewno ślad na mojej psychice.

W minioną środę odbyła się w twojej sprawie ważna konsultacja medyczna w Poznaniu?

- Zgadza się. Podczas niej poznańscy lekarze stwierdzili, że mam homodegradację rzepki kolanowej. W związku z tym muszę przez najbliższe 2-3 tygodnie rozciągać nogę podczas zabiegów w odnowie biologicznej. Chodzę więc na wirówki, laser oraz magneton. Biorę również leki przeciwbólowe.

Rozumiem, że na szczęście ominęła cię poważna operacja?

- Dzięki Bogu, nie będzie trzeba robić operacji. Mam nadzieję, że z dnia na dzień, będzie coraz lepiej i jak najszybciej wrócę na parkiet. Zrobię wszystko, aby tak było.

Wielka szkoda, że kontuzja przytrafiła ci się w momencie, w którym twoja forma była znakomita, a ty wyrastałeś na jednego z liderów zespołu.

- Dziękuję bardzo za miłe słowa. Moja postawa, jak i całej drużyny, pokazała, że mamy lepsze i gorsze mecze. Jednakże, naszą ciężką pracą oraz zaangażowaniem postaramy się wywalczyć awans do play-offów.

Kiedy powrócisz do zespołu?

- Przy dobrej rehabilitacji jest szansa, że powrócę do zespołu na lutowy mecz z Chrobrym Głogów. Nie wiem jednak, jak szybko będzie goić się kolano. Oby wszystko się też dobrze zrosło.

Miałeś wsparcie w rodzinie w tym trudnym dla ciebie okresie?

- Moja rodzina, jak również i narzeczona cały czas wspierali mnie i podtrzymywali na duchu. Dzięki temu było mi zdecydowanie łatwiej przetrwać ten czas.

Sądzisz, że kontuzja nie odciśnie trwałego piętna na twojej dynamice?

- Należę do osób, które jeśli coś sobie postanowią, to dokonają tego za wszelką cenę. Oprócz rehabilitacji, którą zalecił mi lekarz, staram się już wykonywać lekki trening. Ćwiczę w siłowni, pływam w basenie. Obserwuję również zajęcia prowadzone pod kierunkiem Giennadija Kamielina. Chcę być na bieżąco, jeśli chodzi o taktykę. Wiem, że z moim uporem dojdę do formy, jaką miałem przed kontuzją.

W październiku Chrobry pokonał na własnym terenie Nielbę 33:28. W lutym jest jednak szansa na rewanż. Gdybyś nie mógł wystąpić w tym spotkaniu, co chciałbyś przekazać kolegom z drużyny przed tym starciem?

- W spotkaniu z Chrobrym Głogów mamy sobie coś do udowodnienia. W pierwszej rundzie nasza obrona nie funkcjonowała tak dobrze, jak obecnie. Musimy teraz zagrać twardo w defensywie i dzięki temu wyprowadzać groźne kontrataki. Jeżeli zostawimy serce na parkiecie, a przy okazji pomogą nam też trybuny, to dwa punkty pozostaną w Wągrowcu.

Jak oceniasz miniony rok w wykonaniu Nielby?

- W przerwie międzysezonowej przygotowywaliśmy się do drugiego sezonu w Superlidze. Wspólnie z Edwardem Kozińskim mieliśmy opracowaną dobrą taktykę. Przed inauguracją ligi, nagła choroba szkoleniowca wprowadziła w nasze szeregi chaos. Przez 2-3 tygodnie nie wiedzieliśmy, na czym stoimy. Nie mieliśmy żadnej pewnej informacji, kiedy trener powróci do Wągrowca. Po przyjściu Giennadija Kamielina - nowego szkoleniowca, potrzebowaliśmy czasu, aby nauczyć się nowej taktyki oraz zgrać się ze sobą. Myślę, że pomimo tych niesprzyjających czynników, można było w zeszłym roku zdobyć kilka punktów ligowych więcej.

Źródło artykułu: