Naszą wadą jest brak mocnego uderzenia z drugiej linii - rozmowa z Giennadijem Kamielinem, trenerem Nielby Wagrowiec

Minęły już cztery miesiące, odkąd wągrowiecką Nielbę objął kazachski szkoleniowiec Giennadij Kamielin. Jaki był dla niego dotychczasowy okres spędzony w Wągrowcu? Czy ma on teraz pełniejszy obraz drużyny?

Piotr Werda: Czy wągrowieckie środowisko sprzyja pracy trenerskiej?

Giennadij Kamielin: Zaraz po moim przyjeździe do Wągrowca zostałem bardzo ciepło przywitany przez drużynę oraz władze klubu. Cieszy mnie, że zawodnicy ciężko trenują. Wiem, że chcą coś osiągnąć. Widząc ich zaangażowanie z chęcią wykonuję swoją pracę. W Wągrowcu czuję się naprawdę dobrze. To niezwykle urokliwe miasto. W klubie jest świetna atmosfera dla pracy trenera. Mamy teraz drugą rundę, w której postaramy się zaprezentować jak najlepiej i utrzymać się w lidze.

Jak spędza pan czas, gdy nie ma spotkań ligowych oraz zajęć treningowych?

- Najlepiej czuję się, gdy mam coś do zrobienia. Od poniedziałku do piątku mój grafik w całości zapełniony jest pracą związaną z prowadzeniem zespołu. Po zajęciach, będąc już w domu, śledzę na DVD taktykę przyszłych rywali, jak również niedociągnięcia oraz błędy naszej drużyny. Z kolei w niedzielę, gdy mam wolny czas, czuję się niestety bardzo samotny. Tęsknię za rodziną. Wtedy to, jeśli jest odpowiednia pogoda, chętnie spaceruję wokół Jeziora Durowskiego. Lubię też gotować. Najczęściej są to szaszłyki, a także popularne w moich stronach pielmienie. Jest to klasyczne rosyjskie danie znane od dawna. Pielmienie to rodzaj pierogów z przaśnego ciasta z nadzieniem z surowego mięsa lub ryby. Nadziewane są farszem z drobno posiekanej wołowiny, baraniny i wieprzowiny, cebuli oraz przypraw. Danie to jest pracochłonne tak, jak lepienie pierogów. Dlatego też zazwyczaj przygotowuje się od razu kilkadziesiąt sztuk, które należy przechowywać w zamrażalniku. Uwielbiam też kiszone ogórki oraz kapustę.

Czy w przypadku korzystnej propozycji od władz Nielby, poprowadziłby pan drużynę w kolejnym sezonie ligowym?

- Umówiłem się z władzami klubu, że będziemy rozmawiać o mojej dalszej pracy w Nielbie dopiero po utrzymaniu zespołu. Na pewno nie mam w planie, aby odejść z klubu wraz z końcem sezonu. Czuję się tu świetnie.

Którzy z zawodników uczynili największe postępy trenując pod pana kierunkiem?

- Szybko bardzo duże postępy w grze uczynił Kamil Sadowski. Od razu zrozumiał to, co od niego wymagałem. Muszę też pochwalić naszych obrońców. Bartosz Witkowski oraz Jakub Płócienniczak cały czas rozwijają się w defensywie. Również skrzydłowi znacznie poprawili swoją grę.

Czy patrząc z perspektywy dotychczasowego pobytu w Wągrowcu, zmieniły się pana relacje z zawodnikami?

- Spędzamy razem mnóstwo czasu, dzięki czemu poznaliśmy się lepiej. Inne są też w związku z tym nasze relacje. Na treningach staram się, aby panowała rodzinna atmosfera. Wszyscy razem unikamy także sytuacji konfliktowych.

Jakie są wady zespołu?

- Największą naszą wadą jest brak mocnego uderzenia z drugiej linii. Oprócz Łukasza Gieraka nikt takim rzutem nie dysponuje. Z kolei Rafał Przybylski ma dobre warunki, aby zdobywać bramki właśnie w ten sposób. Nie jest on jednak rozgrywającym, który będąc rozpędzonym potrafi zakończyć akcję trafieniem z dziesięciu metrów. Przybylski jest jeszcze bardzo młody - czeka go wiele pracy.

Co może zagrozić utrzymaniu Nielby w lidze?

- Boję się tylko jednej rzeczy - kontuzji. Obecnie mam do dyspozycji tylko dziewięciu zawodników, którzy mogą zagrać przez całe spotkanie dając z siebie wszystko. Reszta graczy wchodzi na parkiet tylko na zmiany. Nie wytrzymują oni całych sześćdziesięciu minut. Niedawno pojawił się uraz u Aloszy Szyczkowa. W związku z tym, mamy wielki problem ze zmiennikiem dla niego na prawe skrzydło. Z młodym Dariuszem Widzińskim jeszcze trzeba dużo pracować.

Czy juniorzy, którzy trenują oraz grają z zespołem seniorów, rozwiną się w dobrym kierunku?

- Niezwykle trudno jest odpowiedzieć na to pytanie. Nasza obecna sytuacja w tabeli powoduje, że muszę poświęcić wiele czasu pierwszemu składowi. Nie ma okazji na dokonanie dogłębnej analizy gry juniorów. Były jednak niedawno turnieje, podczas których młodzież dostała szansę na występ. Jednakże z prostej przyczyny do pierwszego składu na razie nie będą mogli trafić. Mamy bowiem nóż na gardle w tabeli.

Co najtrudniej jest panu przekazać zawodnikom?

- Każdy nowy element nie jest łatwy do przekazania. Mam swoją koncepcję gry w obronie oraz ataku. Niezwykle trudno jest mi przełamać nawyki zawodników. Muszą nauczyć się czegoś nowego. Piłka ręczna nie stoi w miejscu. Jest jedną z najbardziej dynamicznie zmieniających się dyscyplin sportu. Aby nie stać w miejscu, wszystkie nowości, których nauczyłem się w czasie międzynarodowych kursokonferencji trzeba wprowadzać w życie.

Co trzeba zrobić, aby utrzymać się w lidze?

- Musimy wygrać najbliższe cztery spotkania, które odbędą się w lutym. Osiemnaście punktów, jakie byśmy wtedy mieli powinny wystarczyć, aby osiągnąć awans do play-offów. Daj Boże, żeby nie złapać w tym okresie kontuzji.

Komentarze (0)