Podopieczne Przemysława Korobczaka do tego pojedynku podchodziły z wielka obawą i zarazem z nadzieja na wygraną - tym samym zbliżając się do upragnionego utrzymania na zapleczu ekstraligi.
Przed meczem wśród kibiców podkarpackiego klubu często przewijało się pytanie o mobilizację zawodniczek "Siódemki". Chyba każdy wie, jak ciężko jest się zmobilizować na grę z drużyną zamykająca ligową tabelę. O ile w pierwszych 30. minutach miejscowe potrafiły zagrać konsekwentnie, o tyle w drugiej połowie wydaje się, że zlekceważyły ostro grające rywalki, które małymi krokami osiągnęły upragniony cel.
Pierwsza połowa dla miejscowych
Obie ekipy od samego początku przystąpiły do tej konfrontacji mocno skoncentrowane. Szybko zdobyta bramka przez Olenę Wiedenhoeft, jeszcze bardziej podniosła napięcie spotkania i po obu stronach dominowała bardzo ostra gra w defensywie. Pierwsza bramkę miejscowe zdobyły dopiero po 4. minutach, za sprawą Agnieszki Mizak z rzutu karnego. Jako ciekawostkę i obraz agresywnej gry obronnej należy tu zaznaczyć, że w przeciągu niecałych 10. minut szczypiornistki z Jarosławia wykorzystywały 5-krotnie rzuty karne, zdobywając 4 bramki i prowadząc 5:3. Z każdą minutą podopieczne Stanisława Mijasa widząc co jakiś czas żółty kartonik grały o wiele spokojniej - to powodowało, że coraz śmielej w ataku radziły sobie Katarzyna Kawa i Regina Hołowaty. Po bramce tej pierwszej gospodynie w 22. minucie prowadziły 9:6. Gdy w przeciągu kolejnych 4. minut Jarosławianki zdobyły kolejne 4 bramki, tracąc jedynie 2 - nikt ze zgromadzonej publiczności, oraz sztabu szkoleniowego nie dopuszczał do siebie myśli, że zespół znad Sanu może to spotkanie przegrać. Po 30. minutach gry wynik na tablicy świetlnej widniał 14:10.
Druga połowa dla przyjezdnych
Po przerwie, wydaje się po ostrych reprymendach od swojego szkoleniowca, zawodniczki ze Zgierza postawiły wszystko na jedną kartę i po raz kolejny zaczęły grać agresywniej w obronie. Tym razem to zagranie taktyczne z minuty na minutę okazywało się strzałem w przysłowiowa "dziesiątkę". Miejscowe w swoich akcjach ofensywnych stały się bardzo niedokładne - proste błędy, straty piłek, wymuszone rzuty sprawiły, że z 4-bramkowej zaliczki z pierwszej połowy w 43. minucie nie zostało już nic(16:16). Gdy w kolejnych dwóch minutach Izabela Wosińska, oraz Olena Wiedenhoeft skutecznie zakończył swoje akcje - publiczność przecierała oczy ze zdumienia, a przyjezdne prowadziły już 18:16. Widząc niemoc strzelecką swoich zawodniczek trener Korobczak poprosił o przerwę na żądanie. Po krótkiej naradzie gospodynie natychmiast doprowadziły do remisu, a w 51. minucie nawet wyszły na ponowne prowadzenie 20:19. Na nic się to jednak zdało, ponieważ przez kolejne 8. minut bramki zdobywały tylko szczypiornistki MKS-u na 60. sekund przed końcem meczu prowadząc 22:20. W ostatniej minucie miejscowe mogły doprowadzić do remisu, jednak szczęście tego dnia było przy zawodniczkach Stanisława Mijasa. Ostatecznie spotkanie zakończyło się wygraną gości 22:21.
AZS PWSZ "7" Jarosław - MKS Zgierz 21:22 (14:10)
Najwięcej bramek:
"7" - Mizak 7, Kawa 5, Hołowaty 4, Łobaziewicz 3, Wilk 2;
MKS - Wosińska i Wiedenhoeft po 5, Sadowska 4, Wróblewska 3, Walicka 2, Barylska, Michalak,Pietrasiak po 1;