Plany niezmienne - walczymy o awans! - rozmowa z Michałem Zakrzewskim, trenerem MKS Słupi Słupsk

- Plany się nie zmieniły. Sportowo na pewno jesteśmy w stanie walczyć o awans. Tymbardziej, że zaplecze rośnie, cieszymy się z tego bardzo - przyznał Michał Zakrzewski, który mimo wielkich oczekiwań nie ukrywa, że klub boryka się z kilkoma problemami natury technicznej.

Dominik Wronka: Za wami już dwa przedsezonowe spotkania. Jak wrażenia?

Michał Zakrzewski: - Cieszę się z tego wyjazdu do Kościerzyny, cieszę się z minut, które zagrały dziewczyny. Radość mąci fakt, że kontuzje odniosła jedna z naszych podstawowych zawodniczek Natalia Borowska.

Mógłby Pan podsumować cały okres przygotowań?

- Całość przygotowań musiała zostać dostosowana do środków jakimi dysponowaliśmy. Mimo wszystko wydaje mi się, że przepracowaliśmy ten okres w nie najgorszych warunkach. Zarząd starał się stworzyć nam jak najlepsze warunki do tego, żeby ten start był jak najlepszy.

Macie jeszcze jakieś plany przed rozpoczęciem sezonu?

- Przed nami prawdopodobnie jeszcze jeden sparing z Kościerzyną, tym razem u nas. To będzie tuż przed samym startem rozgrywek. To niestety na tyle. Na dodatek nie wiemy czy dojdzie i do tego spotkania. Wszystko ze względu na zamieszania z halą.

Do klubu w przerwie dołączyły dwie zawodniczki. Jak można je przedstawić?

- Dołączyły dwie zawodniczki na pozycjach, na których mieliśmy braki. Dołączyła do nas druga bramkarka, Joanna Zych z Gdańska. Bardzo się cieszę, że Asia jest z nami i pomaga nam w bramce, robi to świetnie. Wspólnie z Iwoną Łoś stworzyły zgrany duet i teraz będzie jeszcze trudniej rywalkom nas pokonać. Druga dziewczyna to Milena Malich, rozgrywająca, która nie tylko jest w stanie zastąpić Maję Zienkiewicz-Janikowską, ale też pomóc na kole. Bardzo cenny nabytek.

Dwie zawodniczki dołączyły do klubu i dwie opuściły klub. Co stało się z Mają Zienkiewicz-Janikowską i Dominiką Stroińską?

- Maja postanowiła zakończyć karierę. Dominika natomiast nie przedłużyła kontraktu.

Do sparingu z Kościerzyną desygnował Pan także zawodniczki juniorskiej kadry. Jak one się spisały?

- Umówiliśmy się na ten sparing, że i one zagrają, ale... z juniorkami, z dziewczętami nieco starszymi. Ostatecznie było nieco inaczej i nasze młode zawodniczki nie wiedziały o tym, więc podeszły do meczu bez respektu i zagrały bardzo fajną piłkę ręczną. Wspomagane były naszą bramkarką i skrzydłową. Myślę, że będziemy mieli z nich ogromną pociechę w pierwszej lidze, co udowodniła Joanna Dominiak grając z seniorkami. Bardzo na nie liczę.

Wracając jeszcze na chwile do kontuzji Natalii Borowskiej. Nie ma wątpliwości, że jest to groźny uraz. Występowały u niej już problemy z kolanem?

- Więcej można bedzie powiedzieć dopiero jak się wypowiedzą lekarze. Kontuzja może wykluczyć Natalię na pół sezonu, sezon, a może będzie już gotowa na spotkanie pierwszej kolejki.

W trakcie przerwy letniej zmieniła się wasza sytuacja finansowa? Zaszła jakaś znacząca zmiana?

- Podjęliśmy jako zarząd różne kroki, żeby nasza sytuacja finansowa się ustabilizowała. Wielkiego przełomu nie ma, ale zmieniło się patrzenie na finanse. Coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że większość funduszy jakie potrzebuje klub muszą pochodzić od sponsorów i firm, a nie tylko od miasta. To na plus, na minus na pewno w przygotowaniach nie pomaga nam zamieszanie z halą. Trenujemy na jednej hali, mecze mieliśmy rozgrywać na innej, a pierwszy mecz zagramy prawdopodobniej na jeszcze innej.

Mógłby Pan wytłumaczyć o co chodzi z tym halowym zamieszaniem?

- Głównym powodem jest fakt, że kosze, które jeżdżą po parkiecie hali Gryfia, niszczą ten parkiet [przyp. red. Chodzi tutaj nie o inne kosze jak te, z których korzystają koszykarze Energi Czarnych Słupsk]. Zdecydowano się niezrozumiałe dla mnie rozwiązanie, a więc pozostawienie koszy na stałe i przeniesienie wszystkich innych dyscyplin poza halę Gryfia. Zamiast rozwiązać sprawę techniczną z układem jezdnym tych koszy, zdecydowano się ponosić zakup tablicy wyników. Podejrzewam, że wybrano droższą opcję. Czasami chyba najprostsze rozwiązania są najtrudniejsze...

Rok w rok walczycie o awans do Superligi. Wasze plany chyba nie uległy zmianie?

- Plany się nie zmieniły. Sportowo na pewno jesteśmy w stanie walczyć o awans. Tymbardziej, że zaplecze rośnie, cieszymy się z tego bardzo. O tym na ile będziemy mogli walczyć o Superligę zadecydują sprawy organizacyjne.

Mówi Pan, że zaplecze rośnie. Kiedy zaczniecie wprowadzać do pierwszego zespołu te młode zawodniczki, które w spotkaniu z Kościerzyną pokazały, że w piłkę grać potrafią?

- Potrafią grać świetnie w piłkę ręczną. Anita Unijat robi z nimi rewelacyjną pracę. Z resztą nie tylko treningową, sportową, ale i wychowawczą. Na pewno będziemy mieli z nich ogromny pożytek, ale musimy to robić naprawdę powoli. Mimo tego, że są one rosłe to jednak bardzo mocno fizycznie odstają od zawodniczek ligowych. W niektórych meczach dostaną szansę, żeby się pokazać. Wydaje mi się, że już nawet sam trening z pierwszą drużyną to wielki krok w przód.

Źródło artykułu: