Gospodarze przegrywali już 25:29, fantastyczny finisz spotkania pozwolił jednak Nafciarzom dogonić przeciwnika i odnieść niezwykle ważne zwycięstwo. - Jestem bardzo szczęśliwy - nie kryje szkoleniowiec płockiej siódemki, Lars Walther. - Wiedzieliśmy, że to będzie bardzo trudna gra.
Płocczanie przed meczem mieli ogromne problemy z kontuzjami. Do ostatniej chwili ważył się między innymi występ Adama Twardo. - Nie wiadomo było, czy będzie, czy go nie będzie, to było dla nas trudne. Rozgrzewał się z zespołem, ale po konsultacji z lekarzem uznaliśmy, że nie będzie grał. Musieliśmy zmienić praktycznie wszystko - wyjaśnia 46-letni szkoleniowiec.
W trakcie meczu mnóstwo kłopotów narobił Wiślakom Alexandru Stamate. Doświadczony zawodnik imponował potężnym rzutem z drugiej linii, w pierwszej połowie nie pomylił się ani razu, w sumie rzucił płocczanom aż dziesięć bramek. - Przed meczem analizowaliśmy zapisy video ze spotkań Constanty, ale niestety tego gracza nie widzieliśmy - przyznaje Walther. - Okazuje się, że to zawodnik dysponujący rzutem światowej klasy, który umie trafić w każdy róg bramki. Planowaliśmy podchodzić pod niego wyżej, ale nie za wcześnie, bo rywale mieliby wówczas czas na przygotowanie akcji. Czekaliśmy więc do samego końca - wyjaśnia trener Nafciarzy.
Samego Walthera z czystym sumieniem można nazwać jednym z bohaterów meczu, w końcówce zdecydował bowiem o przejściu na agresywną obronę 4-2, co okazało się strzałem w "dziesiątkę". - To był element zaskoczenia - przyznaje w rozmowie z dziennikarzami. Rywale kompletnie się pogubili, zaczęli szybko tracić piłkę, a gospodarze ruszyli do odrabiania strat.
Nafciarze z Constantą zagrali przeciętnie, przeciwnicy długo kontrolowali przebieg meczu, dwa punkty zostały jednak w Płocku. - Zawsze potrzeba trochę szczęścia. My je mieliśmy, więc jestem bardzo szczęśliwy - podsumowuje Walther.