Łukasz Luciński: Po zaledwie półrocznym pobycie w Gorzowie zostałeś zmuszony do odejścia. Czy nie żałujesz zatem, że w letniej przerwie wybrałeś ofertę GSPR-u?
- Absolutnie nie żałuję tej decyzji, gdyż spędzony tam czas był bardzo pożyteczny dla mojej dyspozycji i dalszej kariery. Po wielomiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją bardzo brakowało mi regularnej gry w meczach o stawkę, a w Gorzowie dostałem swoją szansę i mogłem spędzać wiele minut na parkiecie. Ponadto bardzo dobrze będę wspominał współpracę z trenerem Pawłem Kaniowskim i kolegami z drużyny. Niestety wewnętrzne niesnaski władz miasta doprowadziły nie tylko handball, ale cały gorzowski sport na skraj przepaści.
Czy w letniej przerwie pojawiały się zapytania z innych ekip?
- Przed rozpoczęciem bieżących rozgrywek byłem bardzo blisko porozumienia z… Piotrkowianinem Piotrków Trybunalski, czyli zespołem którego barwy obecnie reprezentuję. Wtedy jednak za bardziej atrakcyjną ofertę uznałem tę z Gorzowa, a ponadto występował tam wówczas Bartek Starzyński, który zachwalał doskonała atmosferę w zespole. Dodatkowo prezesi klubu zapewnili mnie, że będę mógł powoli i bez pospiechu wracać do regularnego grania po przerwie spowodowanej rekonwalescencją.
Ostatecznie jesteś już zawodnikiem klubu z Piotrkowa…
- Wybrałem ten zespół, gdyż nie interesuje mnie walka o miejsce w środku tabeli. Chciałbym wraz z moimi nowymi kolegami awansować do Superligi, a podczas testów poprzedzających podpisanie kontraktu dało się zauważyć, że wszyscy zawodnicy tej ekipy prezentują bardzo wysoki poziom sportowy, co jest niestety rzadkością pośród pierwszoligowców. Wyrównany skład i zdrowa rywalizacja między zawodnikami jest bardzo pozytywna, gdyż pozwala ona na nieustanne podnoszenie swoich umiejętności.
Liczysz, że uda wam się awansować już w tym roku?
- Taką mam nadzieję. Takie są aspiracje klubu, a z tym składem jest to cel całkiem realny. Z drugiej jednak strony zmieniły się zasady awansów do Superligi, przez co jeszcze trudniej dostać się do elity, a poziom I Ligi stale rośnie dzięki zawodnikom, którzy mają na swoim koncie występy w najwyższej klasie rozgrywkowej.
W zespole z Piotrkowa będziesz występował razem ze swoim znajomym z juniorskich lat Piotrem Pakulskim. Czy konsultowaliście razem wybór zespołu?
- Rozmawialiśmy z Piotrkiem na temat klubu, jednak nie można powiedzieć, że było to decydujące, gdyż obaj jesteśmy w tym zespole nowi. Bardzo dużo pochlebnych opinii mogliśmy usłyszeć od naszych kolegów, którzy w przeszłości reprezentowali barwy tego zespołu- Piotrka Masłowskiego i Damiana Piórkowskiego.
Masz już za sobą debiut w nowych barwach. Jak oceniasz swoją postawę w tym spotkaniu?
- Ciężko się gra w debiucie, szczególnie zważywszy na to, że w Piotrkowie jestem od zaledwie trzech tygodni. Czasem jeszcze nie czuję tempa gry prezentowanego przez chłopaków, ale jest to kwestia zgrania i czasu poświęconego na wspólną grę i treningi. Stać mnie jednak na więcej i mam nadzieję, ze udowodnię to już w następnym spotkaniu!
Nie boisz się odnowienia kontuzji?
- Taki urok tego sportu. Kontuzje są nieodłączną częścią szczypiorniaka i każdy z nas boi się dłuższego wyłączenia z gry. Czasem jednak pojedynczym zawodnikom wyłącza się całkowicie myślenie i takie kontuzje są najgorsze. Doskonałym tego przykładem jest chociażby zachowanie Dominika Kleina w meczu z Polską. Do tego dochodzą również urazy wynikające z przeciążenia organizmu, więc ryzyko jest spore. Mam jednak nadzieję, ze wyczerpałem limit pecha.
W ostatnich miesiącach poprzedniego sezonu nie pojawiałeś się nawet w składzie meczowym rezerw płockiej Wisły…
- Byłem wtedy w trakcie rehabilitacji i powrotu do pełnej sprawności po zerwaniu więzadeł krzyżowych, którego doznałem w meczu Pucharu Polski z akademikami z Gdańska. Nie było więc sensu ryzykować odnowienia kontuzji, szczególnie, że już wtedy wiedziałem, że w Płocku nie zostanę po tym jak prezes Wisły Andrzej Miszczyński odmówił pokrycia kosztów mojej operacji.
Czy prezes klubu z Mazowsza uzasadnił jakoś swoją decyzję?
- Tak, lecz w moim mniemaniu powód jest bardziej niż absurdalny. Ponoć przyczyną odmowy sfinansowania mojej operacji był fakt, że podczas meczu z Meszkowem Brześć, podczas którego zaprezentowane zostały feralne koszulki z kubkiem, gwizdałem na ówczesnego prezydenta miasta Płocka. Podczas tego spotkania kibice zgromadzeni w legendarnej już "Blaszak Arenie" wygwizdali pana Milewskiego. Jest tylko jeden malutki problem- do dnia dzisiejszego nie umiem gwizdać! Co więcej prezes Miszczyński poinformował mnie o tym dzień po mojej operacji, mimo iż wcześniej kilkukrotnie zapewniał mnie, że klub pokryje koszty związane z moim leczeniem.
Swego czasu dość odważnie dobijałeś się do składu I drużyny naftowego klubu. Czego zabrakło, by zagościć tam na dłużej?
- Przede wszystkim zdrowia, bo gdy dwukrotnie maiłem szansę na dłużej zaistnieć w seniorskim zespole, na mojej drodze stawała poważna kontuzja…
Po niezłym zeszłym sezonie Orlen Wisła II Płock jest czerwoną latarnią I Ligi. Czym jest to spowodowane?
- Przed sezonem odeszło zbyt wielu chłopaków, a z wyjściowej siódemki z zeszłego sezonu nie został chyba nikt. Pierwszy zespół też rzadko kiedy wzmacnia rezerwy swoimi zawodnikami. Ponadto, jak już wspominałem wcześniej, poziom zaplecza Superligi wciąż się ponosi, co też ma wpływ na obecną sytuację w tabeli. W ostatni weekend młodzi Nafciarze wygrali jednak w Gdańsku, więc być może w tej rundzie będą radzili sobie lepiej i opuszczą ostatnią pozycję w tabeli.
Czy utrzymujesz kontakt z innymi wychowankami Wisły, których los rozrzucił po całej handballowej Polsce?
- Oczywiście, gdyż spędziłem z nimi wspaniałe lata! Zawsze, gdy jestem w Płock, staram się spotkać z braćmi Piórkowskimi z Juranda, z Piotrkiem Pakulskim mieszkam w Piotrkowie, w stałym kontakcie jestem również z Bartkiem Starzyńskim z Zagłębia i Piotrkiem Masłowskim z Azotów. Trochę nas porozrzucało po kraju, ale najważniejsze jest to, że wszyscy robimy to, co pokochaliśmy od najmłodszych lat!
Oglądałeś zmagania reprezentacji narodowych podczas mistrzostw Europy w Serbii?
- Starałem się oglądać wszystkie mecze mistrzostw Europy, gdyż z podglądania najlepszych na świecie można się naprawdę wiele nauczyć. Kibicowałem oczywiście Polsce, a z innych narodowości trzymałem również kciuki za reprezentację Serbii. Sytuacja zmieniła się diametralnie dopiero w finale (śmiech). Bardzo podobała mi się ich twarda gra w obronie i niesamowity Momir Ilić. W naszym zespole narodowym po wieloletniej przerwie mieliśmy spora liczbę zawodników z Płocka i przyznać trzeba, ze Nafciarze wypadli bardzo pozytywnie. "Wichciu" w końcówce zatrzymał Duńczyków, "Gadżet" miał takie mecze, gdzie przypominał Adama w optymalnej formie sprzed kontuzji. Najjaśniejszym punktem był jednak Kamil Syprzak, który w ataku grał świetnie i tym samym zaprzeczył słowom trenera Bogdana Kowalczyka, że piłka ręczna to sport dla starych chłopów.