Miałam lekką obawę - rozmowa z Agatą Cebulą, rozgrywającą SPR Pogoni Baltica Szczecin

Z pewnym sentymentem do sobotnich zawodów podeszła z pewnością rozgrywająca Pogoni Baltica - Agata Cebula. Bramki Piotrcovii strzeże bowiem jej ciocia - Beata Skura. Dwukrotnie z linii 7 metrów zawodniczki stawały ze sobą twarzą w twarz, zwycięsko z tych pojedynków wychodziła młodsza zawodniczka. Po spotkaniu udzieliła portalowi SportoweFakty.pl krótkiego wywiadu.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski

Krzysztof Kempski: Zgodzisz się z opinią, że tak głośnym i żywiołowym  dopingiem od pierwszej do ostatniej minuty zawodów miejscowi kibice również pomogli drużynie w tym zwycięstwie? To był chyba pierwszy taki mecz w Superlidze Kobiet w Szczecinie, na którym fani stawili się aż w tak dużej liczbie.

Agata Cebula: Tak. Bardzo dziękujemy kibicom. Zapraszamy częściej w tak licznym gronie. Na pewno ten doping nas uskrzydlił. Jest to jak ósmy zawodnik na boisku. Jest całkiem inna gra niż przy cichej hali. Wiadomo, że to bardziej motywuje, a zespół przeciwny można powiedzieć, że demotywuje (śmiech).

W pewnym momencie tych zawodów uzyskałyście już 6-bramkowe prowadzenie (8:2). Potem jednak zespół jakby stanął i ta pierwsza połowa zakończyła się minimalną porażką. Z czego to wynikało Twoim zdaniem?

- Zdarzył się nam przestój w grze, który jest ostatnio wszystkim znany. Na szczęście w tym meczu udało nam się pozbierać. Piotrcovia to jednak nie jest beniaminek tylko doświadczony zespół, z bardzo doświadczonymi zawodniczkami. One nie z takich opresji już wychodziły. Wykorzystywały w tym momencie nasze błędy i nas dogoniły.

Wiara w końcowy sukces jednak nie umarła do końca, mimo takiej gorszej końcówki pierwszych 30 minut.

- Wierzyłyśmy cały czas. Teraz na gorąco dopiero rozmawiałyśmy. Ja osobiście miałam taką lekką obawę, żeby nie było tak jak z Kielcami, że wychodzimy na prowadzenie, a potem kończy się to i tak naszą porażką i brakiem punktów. Wierzyłam jednak w nas. Cały czas miałam w głowie to, by grać konsekwentnie, nie spieszyć się. Przyniosło to skutek.

Udało się wam zatrzymać liderkę i najlepszą strzelczynię w zespole z Piotrkowa - Agatę Wypych. To też jest pewien klucz, dzięki któremu ten sukces stał się realny.

- Zgadza się. Trener uczulał nas szczególnie na Agatę, bo jest to jedna z najbardziej doświadczonych zawodniczek Piotrkowa. Analizowałyśmy jej grę. W jakimś procencie na pewno się to udało, w jakimś nie. Najważniejsza jest wygrana.

Mecz był swoistego rodzaju pojedynkiem rodzinnym. W bramce, przy wykonywanych przez Ciebie rzutach karnych, dwukrotnie stawała Twoja ciocia Beata Skura. Nie zadrżała wtedy ręka?

- Nie, nie zadrżała (śmiech). To jest takie dziwne uczucie. Jeśli Beata wchodzi do bramki to staram się nie myśleć, że tam stoi właśnie ona tylko skupiam się na rzucie. Biorę głęboki oddech. Z pewnością są jednak jakieś emocje.

Ciocia zdążyła już pogratulować dobrego spotkania zarówno w Twoim wykonaniu jak i całego zespołu?

- Jeszcze z nią nie rozmawiałam, ale na pewno tak będzie (śmiech).

Pierwszy krok do utrzymania zrobiony. Teraz czeka już Wrocław.

- Na pewno będziemy musiały się teraz przełamać w spotkaniach wyjazdowych. Mecz u siebie z nimi zremisowałyśmy. Będziemy pracować ze swoim trenerem by zlikwidować ich najmocniejsze ogniwa i zagrać tak samo szczelną obroną jak w tym spotkaniu.

Rywal znany, bo już grałyście z nimi także w tamtej hali. Wówczas minimalna porażka. Takie doświadczenie może zaprocentować.

- Tak, zgadza się. Znany - nieznany, na pewno znamy ich mocniejsze strony, ale tak samo można było powiedzieć o poprzednim naszym rywalu, czyli drużynie z Kielc. Tutaj nie możemy jednak porównywać, może trafić się nam lepszy dzień. Na pewno będziemy się mocno starać. Zobaczymy jak to wyjdzie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×