Piłka ręczna w Nowym Sączu ma przyszłość - rozmowa z Tomaszem Michałowskim

Decyzja o połączeniu pierwszoligowych drużyn piłki ręcznej w Nowym Sączu, zapadła niewiele przed rozpoczęciem rozgrywek, a działacze obu klubów stanęli przed sporym wyzwaniem. Na chwilę obecną zespół zajmuje pierwsze miejsce w tabeli, ze sporymi szansami na awans. Duża zasługa w tym Tomasza Michałowskiego, który na swoje barki wziął sporo obowiązków, aby zadbać o organizację nowego klubu. Dla portalu SportoweFakty.pl zgodził się o tym opowiedzieć.

Piotr Wiśniewicz
Piotr Wiśniewicz

Za nami ostatni mecz rundy zasadniczej sezonu 2011/2012. Jak ocenia pan wyniki zespołu po pierwszej części sezonu?

Tomasz Michałowski: Na pewno możemy być zadowoleni. Mamy na swoim koncie tylko jedną porażkę. Analizując obie grupy mamy najwięcej bramek rzuconych oraz najmniej straconych. To tylko statystyki, jednak trafnie oddają przebieg tej pierwszej części sezonu. Należy w tym miejscu pochwalić cały zespół, mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach dziewczyny będą grały z równie dużym zaangażowaniem.

Zostawmy jednak sprawy sportowe. Wiele osób zwraca uwagę, że w klubie szwankuje organizacja.

- To prawda. W tym zakresie jest bardzo dużo do poprawienia. W klubie mającym superligowe aspiracje potrzebni są pracownicy etatowi, którzy od rana do wieczora, nie przez 5, a przez 7 dni w tygodniu będą do dyspozycji.

Pojawia się sporo głosów, że w klubie władzę sprawuje trenerka Lucyna Zygmunt i ma ona wpływ nie tylko na stronę sportową, ale właśnie organizacyjną.

- Ja również słyszałem, wiele takich opinii. Pewnie biorą się one stąd, że w Olimpii Lucyna Zygmunt, taką rolę właśnie pełniła. Teraz mamy jednak nowy klub, który jest klubem miejskim. Najważniejsze decyzje zarówno personalne, ale też finansowe są przedstawiane osobom odpowiedzialnym za sport w Nowym Sączu oraz głównemu sponsorowi. Trenerka oczywiście też ma wiedzę i uczestniczy w podejmowaniu ważnych dla klubu decyzji. Co do pojawiających się głosów w sprawie zmiany szkoleniowca odpowiem panu tak, ze dziś trenerkę bronią wyniki i nie ma mowy o jakichkolwiek zmianach. Lucyna Zygmunt znajduje się pod olbrzymią presją i wiem, że ma tego świadomość, iż każdy inny wynik niż awans byłby odczytany jako porażka. W sztabie szkoleniowym jest także drugi trener Marian Gawęda, z którym współpracę bardzo cenią sobie zawodniczki.

Jak wygląda sytuacja finansowa klubu?

- Klub powstał 9 września. Mamy więc czystą kartę. Nie jest prawdą, że klub przejmuje jakiekolwiek stare zobowiązania Olimpii czy też Beskidu. Jeżeli takie są, muszą być one spłacone przez każdy z klubów osobno. Dla mnie jest bardzo ważne, że udało się pozyskać sponsora firmę Gór-Stal. Moje rozmowy w tej sprawie trwały od maja i na szczęście zakończyły się powodzeniem. Dzięki fuzji firma Gór-Stal , nadal nas wspiera i utrzymuje sześć naszych zawodniczek. Nie ukrywaliśmy, że pierwsze miesiące nowego roku mogą być trudne. Konkurs w zakresie sportu kwalifikowanego został co prawda rozstrzygnięty jednak uruchomienie tych środków z reguły trwa nawet do dwóch miesięcy. Dodatkowo te pieniądze, będą wypłacane w transzach. W miesiącu styczniu wypłaty były bez opóźnienia. W lutym niestety nie udało nam się wypłacić wszystkich należności. Dziewczyny robią swoje, są na pierwszym miejscu i chciałyby w terminie otrzymywać swoje wynagrodzenie. Dziękuje im za wyrozumiałość.

Drużyna wygrywa, jest na dobrej drodze do wywalczenia Superligi, ale co kiedy już się to uda? Przecież to nie koniec, ale raczej początek trudności i problemów.

- Jeżeli najbliższe miesiące nie zostaną dobrze przepracowane, to nasze marzenia o grze w Superlidze możemy wsadzić między bajki. Awans to jedno. Jest on na pewno realny, jednak Superliga stawia nieporównywalne wyzwania finansowe, organizacyjne i sportowe. Nie wierzę, że w okresie od czerwca do września będziemy w stanie rozwiązać wszystkie nasze problemy oraz przeszkody. Nie ma w Małopolsce żadnego zespołu, żeńskiego ani męskiego, w Superlidze tej dyscypliny sportu. Stworzyła się zatem szansa, jaką przed paroma laty wykorzystała w siatkówce Muszynianka. Tym właśnie śladem powinniśmy podążać. Piłka ręczna jest wciąż dyscypliną dosyć tanią w porównaniu do innych sportów zespołowych. To się jednak powoli zaczyna zmieniać. Przede wszystkim jest to zasługa zainteresowania Polsatu oraz Polsatu Sport, a także znalezienia sponsora strategicznego, jakim jest PGNiG.

Olimpia/Beskid, kiedyś dwa kluby zajmujące się wyłącznie sportem dziecięcym, a dzisiaj duże przedsięwzięcie organizacyjne w zawodowym sporcie. Co z tego wyniknie?

- Czas pokaże. Już dziś widać, że nie będzie łatwo. Decydujące będzie wsparcie władz samorządowych oraz działanie zespołowe. Podkreślam zespołowe. Dzisiaj coraz częściej odnoszę wrażenie, że jestem nie tyle wiceprezesem, a strażakiem co chwilę gaszącym nieustanne pożary w klubie i drużynie. Czasami są one bardzo prozaiczne, ale dla dobrej atmosfery bardzo istotne. Dlatego istnieje potrzeba zaangażowania się większej liczby osób. Dziś zarząd jest tylko z nazwy, nie ma prezesa. Jednym słowem nie ma ludzi chętnych wziąć ciężar odpowiedzialności za klub. Ja jako wiceprezes oraz pani sekretarz Monika Fikiel-Szkarłat oraz Karol Basta to trochę mało. Oczywiście jest kilka osób, które pomaga w rozmaitych sprawach, ale jest to pomoc doraźna, a nie odgórnie zorganizowana.

Mijają dwa lata odkąd zaangażował się pan w piłkę ręczną. W tym czasie dużo działo się w sądeckim szczypiorniaku, również negatywnie. Żałuje pan?

- Sądeckie środowisko piłki ręcznej jest bardzo podzielone. Nie mnie rozstrzygać, kto ma tutaj rację. Ze swojej strony muszę przyznać, że popełniłem parę błędów. Moje zaufanie zostało kilkukrotnie nadużyte, a w paru sprawach wprowadzono mnie w błąd. Dziś uważam, że w Nowym Sączu jest miejsce dla wszystkich. Mamy Miejski Klub Sportowy Olimpia/Beskid , ale jest też miejsce dla UKS-u Dwójka. Te dwa lata były dla mnie bardzo trudne, wyciągnąłem jednak odpowiednie wnioski i jestem przekonany, że to zaprocentuje dla mnie w przyszłości.

Ma pan pretensje do kogoś z tego środowiska?

- Nie, nie mam. Nauczyłem się , że w pierwszej kolejności pretensje należy mieć do siebie. Nie zwykłem na kogoś zwalać winny. Wszystkie niepowodzenia i potknięcia biorę na własne barki. Nie powinienem był wchodzić w środowisko, którego nie znałem. To był mój błąd.

W ostatnim czasie zrezygnował pan z różnych funkcji w kilku organizacjach. Ma to związek z klubem Olimpia/Beskid?

- Uważam, że zasiadanie we władzach klubu czy też innej organizacji niesie ze sobą nie tyle splendor, co konieczność dbania o finanse, pozyskiwanie funduszy i sponsorów. Otrzymanie dotacji to jedno, a tzw. wkład własny to drugie. Jeżeli np. dostajemy z Urzędu Miasta albo Urzędu Marszałkowskiego 10 tysięcy dotacji, kolejnych 5 tysięcy musimy zdobyć sami. Chcę dać szansę innym, aby sprawdzili swoje umiejętności. Przekonają się oni na własnej skórze, jak łatwo jest pozyskiwać środki na działalność statutową. Robić to będą oczywiście w swoim wolnym czasie i niejednokrotnie dokładać do interesu z własnej kieszeni. Dziś swoją uwagę koncentruję na klubie MKS Olimpia/Beskid/Gór-Stal. Jednak nie mam zamiaru w klubie do wszelkich sytuacji podchodzić bezkrytycznie. Sam głową muru nie przebiję. Dziś społeczna praca członka zarządu zajmuje mi bardzo dużo czasu, a w przypadku awansu pewnie potrzeba będzie go jeszcze więcej. Dlatego powtórzę to jeszcze raz istnieje potrzeba zaangażowania w ten projekt większej liczby osób.

Jakie przesłanie niesie do kibiców to, co dzieje się obecnie w Olimpii/Beskid?

- Piłka ręczna w Nowym Sączu ma przyszłość. Potrzebnych jest jeszcze kilka odważnych decyzji. Ważne, że ten pierwszy krok został zrobiony, a teraz czas na kolejne. Mam nadzieję, że władzom miasta nie zabraknie determinacji i na długie lata piłka ręczna na najwyższym poziomie, zagości nad Dunajcem, czego sobie i licznym fanom tej dyscypliny serdecznie życzę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×