Chcieć to móc - wywiad z Grzegorzem Mroczkiem, zawodnikiem Politechniki Radomskiej

Od zakończenia sezonu zasadniczego I ligi piłkarzy ręcznych minęło już sporo czasu. Kapitalnie w minionych rozgrywkach zaprezentowała się Politechnika Radomska, dokonując w maksymalnie okrojonym składzie rzeczy niemal niemożliwych. Ostatecznie zajęła szóste miejsce, a jej zawodnik, Grzegorz Mroczek, został najlepszym strzelcem zaplecza ekstraklasy z liczbą 169 trafień. Portal SportoweFakty.pl przeprowadził z nim długą rozmowę.

Piotr Dobrowolski: Zostałeś najlepszym strzelcem pierwszej ligi. Spodziewałeś się przed sezonem tego, że rzucisz tyle bramek?

Grzegorz Mroczek:
Ciężko przed sezonem określić swoje możliwości, na pewno chciałem, by tak się stało. Każdy zawodnik chciałby pokazać swoją wartość i umiejętności. Akurat mi się udało, z czego cieszyliśmy się całą drużyną.

Poza tobą, na szczególne słowa uznania zasłużył zwłaszcza Piotr Bury. Jak ocenisz grę kolegi z zespołu?

- Piotrek często ratował nas w niektórych ekstremalnych warunkach, zdarzało mu się to wtedy, kiedy naprawdę były potrzebne jego interwencje. Wiadomo - im lepsza gra ofensywy, tym bramkarz ma mniej pracy. Szkoda jednak, że było to tylko kilka takich dobrych meczów.

Można powiedzieć, że im było dla was trudniej, tym prezentowaliście się lepiej. Chyba lubicie ekstremalne sytuacje na boisku?

- Piłka ręczna sama w sobie jest dość ekstremalnym sportem. To, że lubimy wyzwania, dało się zauważyć. Faktycznie, pełna mobilizacja jest, gdy gra się o utrzymanie, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeżeli była możliwość zajęcia wyższego miejsca, to chcieliśmy pokazać swoje umiejętności, mimo problemów klubu.

W trakcie sezonu w Politechnice działo się wiele. Nie sądzisz, że przedsezonowe plany były zbyt ambitne i wygórowane?

- Myślę, że może gdyby wszystko było tak, jak zostało nam przedstawione, byłaby szansa na pełną realizację tych założeń i planów.

Jak to rzeczywiście było z sytuacją finansową. Stać było klub na zakontraktowanie kogoś z trójki Hiliuk-Tarcijonas-Sieczkowski?

- Nie ma co się oszukiwać, na tych zawodników nie było pieniędzy w klubowej kasie. To były marzenia, których nie byliśmy w stanie spełnić i prysły jak bańka.

Myślisz, że gdyby ci trzej zawodnicy znaleźli się w składzie drużyny, osiągnęłaby ona lepszy wynik?

- To z pewnością. Myślę, że wtedy moglibyśmy powalczyć nawet o awans. Ci zawodnicy wiele by wnieśli, ich umiejętności były i są na bardzo wysokim poziomie. Oczywiście musielibyśmy się zgrać, abyśmy stworzyli drużynę, aczkolwiek myślę, że nie byłoby z tym największego problemu.

Gdzie zostały popełnione błędy?

- Jak to się mówi, trzeba mierzyć siły na zamiary. Ciężko kogoś zakontraktować, gdy nie ma pieniędzy i liczy się tylko na to, że może kiedyś będą.

W zeszłym tygodniu obiegła całe środowisko polskiej piłki ręcznej bardzo smutna wiadomość o śmierci trenera Edwarda Strząbały. Jak wspominasz tego szkoleniowca, który jeszcze w tym sezonie pracował w Politechnice?

- Trenera Edwarda wspominam bardzo dobrze, w końcu to dzięki jego intensywnym treningom nasza kondycja pozwoliła dograć sezon w ośmiu. Aczkolwiek wtedy nikt tego nie doceniał, raczej był lekki sprzeciw takim obciążeniom organizmu. I choć często mieliśmy z trenerem różne zdania co do układu naszej gry, czy doboru zawodników... Jednak zawsze udało się osiągać kompromis. Nie tylko lokum było problemem, również zdrowie trenera, jednak zawsze informował nas o swojej absencji i ustalał treningi telefonicznie z trenerem Trzmielem. Nigdy nie zostawił nas samych, mimo swoich problemów.

Gdybyście dużo wcześniej przed sezonem znali nazwisko szkoleniowca, wcześniej rozpoczęlibyście przygotowania, kadra byłaby lepiej skompletowana, to i wynik byłby lepszy. Dało się słyszeć takie opinie, tym bardziej, że w porównaniu z innymi klubami przedsezonowe treningi rozpoczęliście bardzo późno...

- Może i zaczęliśmy późno, jednak jak wspomniałem, treningi był naprawdę ciężkie i intensywne. Co inne drużyny robiły w miesiące, my daliśmy radę krócej. Przygotowanie było dobre, nawet bardzo, jednak zabrakło pomysłu na grę.

Co mówiliście o decyzjach tych graczy, którzy w przerwie świąteczno-noworocznej zdecydowali się opuścić Politechnikę? Czuliście do nich żal?

- Po części mieli rację, jednak nie nam to oceniać, każdy robi to, co uważa za słuszne. Klub nie wywiązywał się z kontraktów, ciągłe problemy finansowe, brak pewności co do istnienia klubu... W każdym z nas była chęć zostawienia ludzi, nieszanujących nas i tego co robiliśmy. Może nie żal, a przykrość uczyniła nam uczelnia i jej władze, które w trudnych chwilach były raczej przeciwko nam. Mimo, że pod ich szyldem i dla ich splendoru graliśmy. To chyba bolało nas najbardziej...

Jak wyglądały wasze treningi po tych wydarzeniach? Bo w mniej niż 10 osób to trenować normalnie w szczypiorniaka chyba się nie da... 

- Przeważnie graliśmy w futbol, dla podtrzymania kondycji. Dużo było rzutów z pozycji, gry trzy na trzy, kontry, cotygodniowy sparing z drugą drużyną. Chyba tylko to można było zrobić z ośmioma zawodnikami na treningu.

Był w was jakikolwiek moment zwątpienia?

- Każdy z nas miał taki moment, jednak wspólne rozmowy, wsparcie współzawodników, sztabu szkoleniowego motywowało do pracy i przezwyciężaniu przeciwności.

Sensacyjnie kończyły się wasze pojedynki z zespołami z czołówki tabeli. Wy zagraliście tak dobrze, czy te drużyny was zlekceważyły?

- Na pewno i jedno, i drugie miało wpływ na nasze zwycięstwa. U nas pełna mobilizacja, u nich gra na tak zwanym luzie. A jak wiadomo, w sporcie nie wolno lekceważyć żadnego przeciwnika, zwłaszcza tych pod kreską.

Te wyniki pokazują, że grupa B pierwszej ligi jest tak wyrównana, czy obrazują pewną słabość mocnych ekip w decydujących momentach?

- Moim zdaniem w grupie B każda drużyna, która jest dobrze zmotywowana, może być w górnej strefie tabeli. Jednak zniewaga przeciwnika i brak pokory psuje szyki, nawet tym najlepszym.

Też miałeś propozycje zmiany barw klubowych, jednak zdecydowałeś się pozostać w Radomiu. Czym był podyktowany ten krok?

- Wiele lat spędziłem w Radomiu, ciężko byłoby mi rozstawać się w taki sposób. Oni wierzyli w moje możliwości, dali szansę gry w pierwszej lidze. Może też chciałem jakoś się odwdzięczyć za te kilka naprawdę wspaniałych lat.

Możesz zdradzić, które zespoły się do ciebie zgłaszały?

- Były to drużyny głównie z pierwszej ligi, aczkolwiek niektóre oferty naprawdę były warte uwagi. Jednak taka zmian barw klubowych nie wchodziła w grę. A jak mierzyć, to wysoko.

Jak zawsze, w trudnym momencie mogliście liczyć na trenera Romana Trzmiela... 

- Nie ma co ukrywać, zawsze brał nas pod swoje skrzydła w kryzysowej sytuacji i jak widać dało to rezultaty. Zawsze w nas wierzył, nawet w tych momentach beznadziejnych. Za co jako drużyna jesteśmy mu bardzo wdzięczni.

Uważasz, że to ten człowiek powinien zostać szkoleniowcem AZS-u w przyszłym sezonie?

- Trener Roman ma już swoje lata, jest po operacji i czasami za bardzo przejmuje się tym, co dzieje się na boisku, zresztą jak każdy dobry szkoleniowiec, później jednak skutki tego odczuwa na swoim zdrowiu. Myślę, że sprawdziłby się jako trener koordynator. Wie kogo na co stać, kto się przyda, a nad kim trzeba jeszcze popracować.

W ogóle Politechnika zagra w najbliższych rozgrywkach? Jak obecnie przedstawia się sytuacja?

- Zajęcie szóstego miejsca daje większe możliwości finansowe od miasta, jest więc szansa na istnienie piłki ręcznej w Radomiu. Jednak jak ta sprawa się rozwinie, pokaże czas i zarząd.

Kiedy zakończyliście okres roztrenowania? Co robiliście na ostatnich treningach?

- Roztrenowanie skończyło się wraz z weekendem majowym. Głównie polegało na krótkim meczu futbolu i odnowie biologicznej. Każdy chciał odpocząć po naprawdę ciężkiej rundzie. W końcu rozegrać tyle meczów prawie bez żadnej ławki rezerwowych jest jakimś tam wyczynem.

Co będzie z tobą? Pozostaniesz w Politechnice, czy przejdziesz do innego klubu?

- Zobaczymy co mają do zaoferowania inne kluby, warto spróbować swoich możliwości. Na pewno nie odmówię sprawdzenia swoich umiejętności, może znajdą się tam szanse na wyższą ligę.

Najlepszy mecz Grzegorza Mroczka w minionym sezonie to... 

- Chyba ten z Gwardią Opole, niespodziewana wygrana i kolejny nasz dobry mecz. Poza tym bardzo miło go wspominam, gdyż rzucenie trzynastu bramek na swoje urodziny daje dużą satysfakcję i radość.

Najlepszy mecz Politechniki Radomskiej w minionym sezonie to... 

- W tym sezonie to chyba ostatnia rudna była najlepsza i każdy mecz był naprawdę godny zawodników pierwszej ligi.

Jak ocenisz zajętą przez was szóstą lokatę na zakończenie sezonu?

- Takie były zamierzenia i udało się tego dokonać, choć chyba po pierwszej rundzie nikt w to nie wierzył. Aczkolwiek powiedzenie "chcieć to móc" nabiera tu sensu.

Źródło artykułu: