Wyczyn Masłowskiego robi wrażenie tym bardziej, że były gracz Piotrkowianina dwunastokrotnie trafiał z gry, w całym meczu niecelnie rzucał ledwie dwa razy. - W ekstraklasie to mój rekord i cieszę się, że się udało - przyznaje rozgrywający Azotów w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Dzięki strzeleckiemu wyczynowi z soboty rodowity płocczanin zdystansował Dymytro Zinczuka, stając się najskuteczniejszym zawodnikiem swojego zespołu. - Wszyscy pytają mnie o te bramki z Powenem, ale to dla mnie nie jest ważne. Na parkiecie pracuje cały zespół, ja tylko wykańczam i fajnie, że mi się udało. A podziękowania należą się wszystkim - podkreśla Masłowski.
Puławianie sobotnim zwycięstwem zapewnili sobie piąte miejsce w mistrzostwach Polski, choć o sukces w starciu z zabrzanami nie było łatwo. - To tylko pozory, że było gładko, bo wygraliśmy siedmioma bramkami. Z Powenem mecze zawsze są wyrównane i ten nie był inny. Rywale walczyli twardo w obronie, nam jednak udało się ich przełamać, znaleźliśmy antidotum na ich defensywę - wyjaśnia puławski rozgrywający.
- Jesteśmy zadowoleni z tego meczu, to piąte miejsce na pewno jakoś osłodzi nam trudy całego sezonu. Cieszymy się, że udało się je obronić - nie kryje Masłowski. Przed sezonem w Puławach liczono jednak na nieco więcej. - To jest wynik na miarę naszych możliwości. Na pewno szkoda tych meczów z Mielcem, bo rywal był w naszym zasięgu. Po półfinałowej usiedliśmy z chłopakami i porozmawialiśmy, że to piąte miejsce musimy mieć. Udało się.