Będzie mi tego wszystkiego brakować - rozmowa z Anną Baranowską, byłą bramkarką SPR-u Lublin

Po trzech latach spędzonych w barwach SPR-u Lublin, czołowa bramkarka lubelskiego klubu oraz podpora reprezentacji Polski, Anna Baranowska, zdecydowała się opuściść Lublin i wyjechać do Niemiec, by wspomóc zespół drugiej Bundesligi.

Kamila Ziobro: Czy przychodząc do SPR-u Lublin miałaś jakieś oczekiwania?

Anna Baranowska:
SPR Lublin był odpowiednikiem "Realu Madryt" w kobiecej piłce ręcznej, w którym występowały absolutnie czołowe nazwiska zawodniczek i trenerów. Decydując się na grę w Lublinie mogłam trenować i grać z absolutnie najlepszymi piłkarkami. Wydawało się to trochę abstrakcyjne, że będę wchodziła do szatni z takimi dziewczynami jak Marzec, Puchacz, Włodek czy Majerek. Zdawałam sobie sprawę z faktu, że mając za rywalki do bramki Gosię Gapską i Justynę Jurkowską nie spędzę na parkiecie zbyt wielu minut.

Jak poradziłaś sobie z "wpasowaniem" się w zespół?


- Osobiście uważam, że nie mam łatwego charakteru do współpracy. Lubię pogadać i mam swoje zdanie, więc na początku było ciężko. Na szczęście z biegiem czasu (dłuższego czasu!) rozumiałyśmy się coraz lepiej, pomagałyśmy sobie nawzajem. Dzięki temu, że musiałyśmy radzić sobie z wieloma przeciwnościami losu, bardziej się zżyłyśmy. Stąd wiele łez wylanych na pożegnaniu.

Czy przychodząc do zespołu, miałaś pewne wyobrażenia o samym klubie oraz zawodniczkach i czy to w jakiś sposób się potwierdziło albo wykluczyło?

-
Jak już wspomniałam SPR to była i jest wielka drużyna. Nagle miałam możliwość trenować wspólnie z dziewczynami, które do tej pory mogłam oglądać w telewizji, kiedy odbierały kolejne medale. To było wspaniałe, ale i dziwne uczucie. Na szczęście okazało się, że z tymi Paniami z obrazka można na co dzień pożartować, pośmiać się. Miałyśmy lepsze i gorsze chwile. Jednak zdecydowanie przeważały te lepsze.

Czy czułaś jakąś presję rywalizacji wśród zawodniczek lub na Twojej pozycji?

- W naszej drużynie nie było chorej rywalizacji. Można było wyczuć i dostać ogromne wsparcie. Do tej pory świetnie wspominam współpracę z Gosią Gapską. Później kapitalnie grało i trenowało mi się z Werą Gawlik. Nie mogę narzekać. Miałam ogromne szczęście, że trafiłam na takie wspaniałe konkurentki. To samo dotyczy dziewczyn z pola. Rywalizacja pojawia się na każdym treningu. Jednak daje ona niesamowitą energię. Walczymy o to czy to my odbijemy więcej rzutów, czy one trafią kilka piłek więcej. Jest przy tym wiele śmiechu i można wygrać czekoladę ;)

Czy wydarzyły się jakieś konkretne sytuacje, które w jakiś sposób na Ciebie wpłynęły?


-
Teraz powinnam napisać, że problemy organizacyjne… Nie zrobię tego. Oczywiście SPR miał swoje problemy. Jednak w końcowym rozrachunku zawsze wychodziłyśmy na parkiet i walczyłyśmy o zwycięstwo. Pewnie, że lepiej trenuje się kiedy wszystko jest pewne i poukładane. Można wtedy skoncentrować się tylko i włącznie na pracy na treningu. Jednak kiedy przychodził czas meczu, zostawiałyśmy problemy poza szatnią. Wiele zawdzięczam tym dziewczynom i sztabowi szkoleniowemu. Dla nich piłka ręczna jest najważniejsza.

Czy łatwo przyszło Ci podjęcie decyzji o odejściu z klubu?

- Nie. To była bardzo przemyślana decyzja. Było wiele za i przeciw. Nie wyjeżdża się z kraju, nie zmienia drużyny w 3 minuty. Patrząc na moją przygodę z ręczną wychodzi na to, że ja po prostu co 3 lata zmieniam drużynę. Chcę wykorzystać czas, póki powiedzmy, że jeszcze jestem młoda. Z każdym kolejnym rokiem decyzja o wyjeździe przychodziłaby coraz ciężej. Dochodziłby nowe obowiązki, zobowiązania. A ja nie chce za kilka lat przysłowiowo pluć sobie w brodę i żałować, że nie wykorzystałam swojej szansy, że nie spróbowałam. Oczywiście będzie mi żal opuszczać Lublin, w końcu trzy lata to kawał czasu. Zżyłam się z dziewczynami, mam tutaj też swoich znajomych. Jednak należy być optymistą i wierzyć, że zrobiło się dobrze. Trzeba po prostu realizować swoje marzenia.

Co wyniosłaś z ekipy SPR-u?

- Zespołowi zawdzięczam wiele. Przychodząc do SPR-u byłam zawodniczką pierwszoligową. Dzisiaj mam szczęście grać w najbardziej utytułowanej drużynie w kraju i być powoływana do reprezentacji. Ciężko pracowałam żeby znaleźć się w tym miejscu, w którym jestem teraz. Ale jestem świadoma tego, że nie miałabym tego wszystkiego gdyby nie zaangażowanie trenerów, świetnych specjalistów odnowy biologicznej a przede wszystkim dziewczyn. Oczywiście z kimś trzymam się mniej z kimś więcej. Jednak na treningu tworzymy team, razem pracujemy, razem wygrywamy i przegrywamy. Jedna mobilizuje drugą. To świetna motywacja do dalszego treningu. Ci wszyscy ludzie pokazali mi, że bez względu na przeciwności losu można osiągnąć wiele. Trzeba tylko chcieć i czasem zacisnąć zęby mocniej. Będzie mi tego wszystkiego bardzo brakować.

Czy jest coś, co chciałabyś dodać od siebie?
-

Jest wiele rzeczy i osób, których będzie mi brakować. Podejrzewam, że jak po raz kolejny napiszę o Werce Gawlik czy Ali Wojtas to ludzie złapią się za głowę i powiedzą ile można. Więc więcej o nich nie wspomnę. Ale każdej zawodniczki z drużyny będzie mi na swój sposób brakować. Od każdej mogłam dostać życzliwy uśmiech, ale i kopa w tyłek. Zdrowa równowaga pomaga pozostać na ziemi. Mam nadzieję, że będziemy się jeszcze spotykać i tak łatwo nie dam im o sobie zapomnieć.

P.S: Dobra rada dla nowych zawodniczek SPR-u - nie biegajcie z MP3 na ramieniu!

Komentarze (1)
avatar
Observator
27.05.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Aniu - dzięki za te 3 lata i za ten wywiad - pokazałaś klasę !
Powodzenia, zdrowia i sportowego szczęścia na parkietach !
Wierzę,ze jeszcze kiedyś zobaczymy Cię w "zielonych" barwach !!!
PS.
Czytaj całość