Zawsze gramy po to, aby wygrać - rozmowa z Piotrem Klucznikiem, rozgrywającym Hand-Medu Płock

Niegdyś podpora Wisły i reprezentacji. Dziś menadżer specjalista do spraw marketingu i zawodnik Hand-Medu Płock. Piotr Klucznik dla wielu szczypiornistów był i jest wzorem do naśladowania. To jego 110 bramek znacząco pomogło płockiej Wiśle zdobyć pierwszy tytuł mistrzowski w 1995 roku.

Łukasz Luciński: Jak rozpoczęła się pańska sportowa kariera?

Piotr Klucznik: W piłkę ręczną zacząłem grać w 1983 roku, mając 15 lat za sprawą trenera Zdzisława Garbackiego, w momencie rozpoczynania nauki w Technikum Mechanicznym w Płocku.

Jest pan rozgrywającym. Dlaczego wybrał pan właśnie tą pozycję?

- Jestem leworęczny i mam 198 cm, więc to naturalna pozycja do gry dla zawodnika o takich warunkach.

Jak pan wspomina swoją sportową karierę?

- Karierę wspominam bardzo miło, mogłem zwiedzić trochę świata i poznać bardzo fajnych ludzi. Sport uczy też pewnej dyscypliny i systematyczności.

Czy wspomina pan jakiś mecz w sposób szczególny?

- Było wiele fajnych spotkań, ale najważniejszy jest ten najbliższy.

Jak przebiegała pańska reprezentacyjna kariera?

- W 1989 r. byłem wraz z pięcioma kolegami z Wisły na młodzieżowych mistrzostwach świata w Hiszpanii. Można powiedzieć że Płock "rządził" przez kilka lat w tej kategorii wiekowej w Polsce. W reprezentacji seniorów nie osiągnąłem zbyt wiele, pomimo że mam sporo rozegranych spotkań.

Jak ocenia pan rozwój polskiego szczypiorniaka na przestrzeni ostatnich lat?

- Gdy zaczynałem przygodę z piłką ręczną, grali w Polsce tacy zawodnicy jak Daniel Waszkiewicz, bracia Tłuczyńscy, Bogdan Wenta, Lesław Dziuba i wielu innych; gracze światowego formatu. Przez pewien czas II trenerem w pierwszej reprezentacji był Andrzej Szymczak - legendarny bramkarz uznawany w swoim czasie za najlepszego na świecie. Polska piłka liczyła się na świecie. Zresztą, gdy Hand-Med gra swoje mecze w Konstantynowie, pan Andrzej zawsze przychodzi na te spotkania i dopinguje grające zespoły. W Płocku grali: Bogdan Lewandowski, Andrzej Miszczyński, Sławek Borkowski, Grzegorz Żmijewski, Maciek Budek, Krzysiek i Waldek Sobolewski, Grzegorz Stelmasiak i wielu innych. Trenerami byli m. in. Stanisław Suliński, Edward Koziński, Zdzisław Garbacki. Oni tworzyli "płocką piłkę ręczną". Było się od kogo uczyć i podpatrywać. Później nastąpiły gorsze czasy, ale od kilku lat Polska, za sprawą najpierw Bogdana Zajączkowskiego, a potem oczywiście Bogdana Wenty, znowu liczy się na świecie. Grała już chyba w sześciu kolejnych imprezach typu Mistrzostwa Europy i świata, a teraz rywalizowała na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie.

Skąd pomysł powrotu do wyczynowego sportu i utworzenia Hand-Medu Płock?

- Pomysłodawcą był Bogdan Zajączkowski i w kilka tygodni odzew dawnych zawodników był na tyle duży, że spokojnie powstał zespół Hand-Med. Na początku występowaliśmy, ze względów organizacyjnych, pod szyldem Jutrzenki Płock. Rozpoczynaliśmy od trzeciej ligi, a obecnie jesteśmy jedną z czołowych drużyn rozgrywek II-ligowych.

Jakie cele pan i pański zespól stawiacie sobie przed nadchodzącym sezonem?

- Cele na nowy sezon są zawsze te same: wygrać wszystko co się da. W rundzie wiosennej nie przegraliśmy bodajże żadnego spotkania. A przy tym świetnie bawić się w gronie fajnych kolegów. Zawsze gramy po to aby wygrać.

Co pan sądzi o młodych zawodnikach, którzy bardzo szybko uciekają z Polski do zachodnich drużyn?

- Uważam, że nie ma w tym nic złego. Każdy decyduje sam o swojej karierze. Żyjemy w zglobalizowanej wiosce, gdzie ludzie często zmieniają swoje miejsca pracy i zamieszkania. Dotyczy to także piłkarzy ręcznych.

Czym zajmuje się pan poza handballem, który obecnie jest raczej dla pana przyjemnością i rozrywką, niż pracą?

- Pracuję jako specjalista do spraw marketingu w jednej ze spółek na terenie PKN ORLEN.

Kto jest pańskim kandydatem do zdobycia tytułu mistrza Polski w nadchodzącym sezonie?

- Tradycyjnie drużyny z Płocka, Kielc i Lubina.

Czy na bieżąco śledzi pan rozgrywki ekstraklasy? Czy jakaś drużyna lub gracz wywarli na panu szczególne wrażenie?

- Nie śledzę już tak dokładnie rozgrywek, ale na pewno Witalij Nat był klasą dla siebie w tym sezonie rozgrywek w polskiej lidze.

Jak ocenia pan szansę na grę młodych nafciarzy m. in. Przemysława Witkowskiego, Piotra Masłowskiego, Jarosława Suskiego i braci Piórkowskich na tle bardziej doświadczonych kolegów?

- Zawodnicy ci są bardzo utalentowani, stworzyli bardzo fajną drużynę juniorów pod wodzą Bogdana Janiszewskiego. Potrafili daleko zajść np. w Pucharze Polski. Wejście w dorosły handball wymaga jednak pewnego czasu i przywyknięcia do większej siły fizycznej rywali i szybkości gry. Myślę, że powinni w tym roku odgrywać znacznie większą rolę w rozgrywkach seniorskich.

Jaką radę dałby pan młodym zawodnikom, którzy marzą by zaistnieć w polskim i europejskim szczypiorniaku?

- Nie chciałbym udzielać jakichś "mądrych" rad i Ameryki nie odkryję, ale wiadomo że oprócz talentu, liczy się bardzo ciężka i systematyczna praca na treningach.

Źródło artykułu: