Kamil Kołsut: Po czterech kolejnych porażkach udało wam się wreszcie odnieść sparingowe zwycięstwo. Jak ocenisz wasz mecz z Warmią Olsztyn?
Łukasz Wolski: Ten sparing na pewno dużo nam pomógł, po poprzednie przegrywaliśmy z dużym bagażem bramek. Przeciwnik był równorzędny, to przecież spadkowicz z ekstraklasy. Bardzo dobrze graliśmy w obronie, a i w ataku było nieźle. Można powiedzieć, że każdy zawodnik był przydatny i trenerzy muszą być zadowoleni.
Trochę było jednak w waszej grze chaosu, dały się we znaki spore przetasowania w drugiej linii.
- Zgadza się. Mamy dużo rotacji, bo jest sporo nowych zawodników, zmieniła się u nas ponad połowa składu i trenerzy próbują graczy na różnych pozycjach. Stąd bierze się zamieszanie i właśnie na sparingach trzeba to trenować, bo w lidze nie będzie już na to czasu.
Który z nowych nabytków zrobił na tobie największe wrażenie?
- Wzmocnieniem jest każdy zawodnik, bo każdy wnosi na boisko coś dobrego. Jeden trochę lepiej rzuca z dystansu, drugi więcej widzi na parkiecie, a następny fajnie gra na zwodzie.
Wiosną walczyliście o awans do PGNiG Superligi, a kilka tygodni po meczach barażowych wasza przyszłość stanęła pod znakiem zapytania. Jak zareagowaliście na wieści o wycofaniu się głównego sponsora, firmy Zepter?
- Cóż, mogę w tym wypadku odpowiedzieć tylko za siebie, bo te informacje dotarły w trakcie wakacji i razem nie mogliśmy na to jakoś zareagować. Ja odebrałem to dosyć młodzieżowo, na luzie, bo wiadomo, że jak usłyszy się coś od kogoś nie bezpośrednio, tylko z gazet czy forum, to raczej wpuszcza się to jednym uchem i drugim wypuszcza. Ostatecznie sponsor został, może z mniejszym budżetem, ale nie ma co się na niego obrażać, tylko trzeba podziękować, że wspierał nas mocno w poprzednim sezonie i teraz wciąż jest z nami.
Mocno odczuliście te cięcia?
- Na pewno. Z tego co wiem, nie będziemy wyjeżdżać już na mecze dzień wcześniej, nie wybraliśmy się na obóz, który miał się odbyć w Spale. Nie wybieramy się zbyt daleko na turnieje, bo to jest związane z pieniędzmi i wydatkami na autobusy, noclegi czy wyżywienie. Wynagrodzenia też są trochę skromniejsze.
Na waszą boiskową postawę wpływu to jednak mieć nie będzie?
- Nie powinno, bo jesteśmy takimi chłopakami, którzy nie raz grali za darmo i też trzeba było zaistnieć, żeby pokazać że warto w nas zainwestować. Zostały postawione warunki, budżet jest trochę mniejszy, wszyscy się na to zgadzamy. Każdy z nas jest dorosłym człowiekiem i jeśli już trenujemy, to dajemy z siebie wszystko.
Kadrowo wcale nie prezentujecie się słabiej, niż w sezonie poprzednim, który udało się zakończyć na drugim miejscu w tabeli. O co w takim razie w najbliższych rozgrywkach walczyć będzie AZS UW?
- Pod względem kadry dużo nie straciliśmy, przyszło do nas kilku ciekawych chłopaków i jeszcze mamy trochę czasu, żeby się zgrać. Myślę, że możemy w tej pierwszej lidze namieszać, choć przez niektórych zostaliśmy już postawieni w takiej sytuacji, że czeka nas walka o utrzymanie. W poprzednim sezonie nie mieliśmy celów tak ambitnych, by awansować czy być na drugim miejscu, a wyszło jak wyszło. Nie mamy określonych konkretnych celów. Podstawą jest utrzymanie, a wszystko zweryfikuje boisko.
Co będzie jesienią waszym głównym atutem?
- Na pierwszym miejscu zawsze jest obrona, bo ona jest w piłce ręcznej najważniejsza. Od tego zaczyna się gra, w ataku zawsze coś się sklei i dorzuci.
Ciężko będzie poskładać tą obronę bez Roberta Lisa na parkiecie.
- Przychodząc tutaj Robert w pierwszym sezonie miał trochę grać i kierować nami na boisku, ale jego głównym celem było zajęcie się trenerką i mam nadzieję, że dobrze nas poustawia. Dzięki swojemu doświadczeniu jest cennym źródłem informacji i pod wodzą takiego szkoleniowca na pewno sobie poradzimy.