EHF jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji w Lidze Mistrzów podjął decyzję, że Partizan swoje mecze rozgrywał będzie w hali w Niszu, bowiem ich obiekt nie spełnia wszystkich kryteriów. Tuż przed pojedynkiem z niemieckim Flensburgiem doszło do zamieszek pomiędzy dwiema grupami kibiców Partizana. Ponadto jeden z węgierskich sędziów Péter Horváth lub Balázs Marton został trafiony butem w głowę, a delegat Grek George Bebetsos dwukrotnie w to samo miejsce oberwał z rolek taśmy.
Roczny budżet mistrzów Serbii wynosi 250 tysięcy euro. Partizan Belgrad może znaleźć się w beznadziejnej sytuacji. - Kara zapewne będzie drakońska. Obecnie kładziemy dyplomatyczne wysiłki i walczymy, by była ona najmniejsza, jak tylko to możliwe - oznajmił na łamach sportal.rs Aleksandar Blagojević, dyrektor belgradzkiej drużyny. - Staramy się załagodzić delegata EHF, którzy napisał raport, ale w dodatku dysponują nagraniem wideo. Obawiam się, że nie będzie dobrze - dodaje.
Sternik Partizana nie ukrywa, iż obawia się czarnego scenariusza. - Jeśli kara będzie wynosić 100 lub 200 tysięcy euro możliwe jest zamknięcie klubu i długotrwałe wykluczenie go z pucharów - mówi łamiącym się głosem Blagojević.
Partizan Belgrad po dwóch porażkach zajmuje ostatnie miejsce w grupie A. W najbliższej kolejce podejmować będzie hiszpańskie Reale Ademar León.
Mówcie co chcecie, ale ten doping jest zajebisty!