- Wiedzieliśmy, że Zabrze to ciężki teren. To był ostatni mecz w tym roku. Po dwóch wygranych przez zabrzan meczach i nowej krwi w postaci Mariusza Jurasika mieliśmy świadomość, że nie będzie łatwo nam wygrać. Do końca walczyliśmy o korzystny rezultat i w ten sposób dwa punkty jadą do Puław . W drugiej połowie, poza dobrą obroną, obie ekipy popełniły także sporo błędów w ataku. To był typowy mecz walki, stąd taki niski rezultat - ocenił spotkanie Krzysztof Tylutki.
Starcia puławsko-zabrzańskie od zawsze charakteryzują się ogromnymi emocjami i zaciętą walką. Nie inaczej było tym razem. - Trudno sobie przypomnieć jakiś nasz mecz z NMC Powen Zabrze, który nie był zacięty. Może ten ostatni, w którym wygraliśmy siedmioma bramkami był nieco mniej wyrównany. A tak to tradycyjnie walka na parkiecie toczy się do ostatniej minuty - powiedział rozgrywający.
Do puławian w końcówce uśmiechnęło się szczęście, zabrzanie nie wykorzystali jednej z dogodnych sytuacji. Jak twierdzą jednak goście z jednej strony może dopisało im trochę szczęścia, z drugiej walczyli oni do ostatniej sekundy. - Nie wiem czy to kwestia szczęścia czy tego, że walczymy zawsze do końca. Nie odpuszczamy żadnej piłki i może dlatego udaje nam się niewielką różnicą, ale wygrać - stwierdził gracz.
Rozgrywający mecz zakończył na kwadrans prze upływem regulaminowego czasu gry. Z powodu gradacji kar gracz resztę spotkania oglądał z trybun. - Sędziowie tę sytuację widzieli w ten sposób, że odesłali mnie na trzecią karę i tym samym mecz się dla mnie skończył. Cieszę się, że wygraliśmy. Co prawda ja nie dograłem do końca, ale chłopacy walczyli do ostatniej sekundy. Kiedy siedzi się na trybunach emocje są jeszcze większe niż na boisku, bo nie można pomóc zespołowi - opowiedział zawodnik.
Krzysztof Tylutki: Na trybunach emocje są większe
W ostatniej przed świętami, 13. kolejce PGNiG Superligi, NMC Powen Zabrze na własnym parkiecie uległo Azotom Puławy 21:22. - To był mecz walki - powiedział po zejściu z parkietu Krzysztof Tylutki.