Czuję się gotowa, żeby zagrać z orzełkiem - rozmowa z Moniką Wąż, bramkarką Ruchu Chorzów

Monika Wąż była wyróżniającą się postacią w meczu Ruchu Chorzów z Pogonią Szczecin. Jej powrót po kontuzji znacząco wpłynął na grę całego zespołu.

Tomasz Boryn: Zanotowałaś kolejny udany występ. Czy to interwencje Moniki Wąż dały Ruchowi zwycięstwo w meczu z Pogonią Szczecin?

Monika Wąż: Cieszę się, że mogłam pomóc swojej drużynie. Były obawy, że dobrą dyspozycję po kontuzji będę łapała dłużej, ale udało się dobrze zagrać i mam nadzieję, że tak też będzie w kolejnych spotkaniach. Pomogły mi też dziewczyny, które w drugiej połowie grały rewelacyjnie w obronie. Były dojścia do rzucających i bloki, a to jest bardzo ważne dla bramkarki.

Przez większość pierwszej rundy borykałaś się z kontuzją. Co ci dolegało i w jakich okolicznościach jej doznałaś?

- Niestety w trakcie rozgrzewki przed meczem z Vistalem Łączpol Gdynia podczas rozciągania zerwałam przyczep prawej kości kulszowej. To mnie wykluczyło na ponad dwa miesiące.

Przecież grałaś w meczu z Vistalem i to bardzo dobrze.

- No tak, grałam z tą kontuzją. Nie będę ukrywała, że zagrałam rzeczywiście dobre zawody. Po meczu, gdy emocje już opadły i ochłonęłam, przyjechałam do domu z niesamowitym bólem. Rano następnego dnia nie mogłam wstać z łóżka. Pojechałam w następnym tygodniu na badania. Podczas USG nic nie wykryto, jedynie krwiaka. Niestety nie było później żadnej poprawy, dlatego prezes załatwił mi rezonans, który wykazał, że mam naderwany przyczep kości kulszowej.

Gdy Ruch ogrywał u siebie Politechnikę, na meczu pojawił się Kim Rasmussen. Niestety ty już wtedy miałaś kontuzję i siedziałaś na trybunach. Był to dla ciebie wielki cios?

- Byłam strasznie zła, że akurat wtedy miałam kontuzję. Początek sezonu uważam, że miałam bardzo dobry i robiłam wszystko, żeby się w tej kadrze znaleźć. Była szansa, ale niestety los się do mnie nie uśmiechnął. Muszę teraz na nowo ciężko pracować, odbudować formę i liczyć na szansę pokazania się trenerowi kadry.

Rozmawiałaś ze szkoleniowcem reprezentacji na swój temat?

- Nie miałam okazji rozmawiać z trenerem.

Rozumiem, że bardzo chciałabyś w tej reprezentacji zagrać i czekasz na swoją szansę?

- Jest to moje największe marzenie. Czuję się gotowa, żeby zagrać z orzełkiem na piersi i będę do tego dążyć.

Powrotu po kontuzji chyba nie będziesz wspominać najlepiej? Trzy mecze i trzy porażki.

- Zagrałam w meczu z Zagłębiem praktycznie bez treningów. Niestety na drugi dzień kontuzja znowu się odezwała, bo nie było to do końca wyleczone. Mimo to zdecydowałam się, aby trzy dni później zagrać z SPR-em Lublin. Nie jestem jednak jeszcze tak dobrze rozciągnięta. Przerwę świąteczną też spędziłam ćwicząc z boku hali. Tak właściwie na pełnych obrotach trenuję dopiero od kilkunastu dni. Zagrałam w meczu z Jelenią Górą, ale nie mogę być z siebie zadowolona. W pierwszej połowie nie było jeszcze źle, ale w drugiej części było słabo. Być może zabrakło mi już sił, żeby skutecznie bronić. Dobrze zastąpiła mnie Dominika Montowska, ale to było za mało, żeby zdobyć punkty.

Przed świętami Janusz Szymczyk podał się do dymisji i zastąpił go Zenon Łakomy. Czy dla bramkarek ma to jakieś znaczenie? Przecież wami i tak w głównej mierze opiekuje się Piotr Depta.

- Oczywiście, że ta zmiana ma dla nas znaczenie. Jesteśmy drużyną, więc również dla bramkarek takie zmiany są odczuwalne. Trener Łakomy ma bardzo dobre podejście, jeśli chodzi o psychikę. Potrafi nas zmotywować. Zauważyłam w trakcie meczu w Jeleniej Górze, że cieszy się z każdej rzuconej bramki, czy z każdej udanej interwencji bramkarki. Gdy coś obroniłam, od razu kiwał do mnie i pokazywał, że jest zadowolony. To jest bardzo motywujące dla zawodniczki, bo człowiek czuje się doceniony. Odbieram nowego szkoleniowca bardzo pozytywnie.

Źródło artykułu: