- Chcemy sprawić niespodziankę - deklarowali przed rozpoczęciem spotkania szczypiorniści z Kalisza, który przed meczem z liderem rozgrywek nie przegrali jeszcze spotkania w drugiej części sezonu zasadniczego. Jednak przed meczem z Gwardia zespół Bruno Budrewicza ponownie dopadły kłopoty kadrowe. - To chyba jakieś nasze opolskie fatum - przyznał opiekun Wielkopolan, który w tygodniu miał na treningach jedynie 8-9 zawodników. W sobotę nie wystąpił Konrad Krupa i nie jest pewne, czy zostanie wyleczony na derbowe starcie z Ostrovią.
Zdecydowanymi faworytami starcia byli przyjezdni, jednak na parkiecie nie było widać znaczącej różnicy pomiędzy beniaminkiem a głównym pretendentem do awansu. Przynajmniej w pierwszej połowie, gdzie obie ekipy grały bardzo nerwowo i popełniały bardzo dużo błędów. Dość niespodziewanie, więcej strat notowali Gwardziści, którzy ostrzeliwali słupki i poprzeczki bramki Błażeja Potockiego. Sam golkiper również popisywał się doskonałymi paradami, tak samo jak jego vis a vis Sławomir Donosewicz.
Postawa doświadczonego bramkarza Gwardii obroniła gości przed pogromem w pierwszej części gry. Dość niespodziewanie to właśnie MKS przejął inicjatywę i narzucił swoje warunki gry. W 12. minucie po raz pierwszy prowadził różnicą trzech trafień (5:2), jednak ta strata została przez Gwardzistów szybko zniwelowana. Dopiero pięć minut przed przerwą gospodarze przystąpili do prawdziwej ofensywy. Fantastycznie spisywał się Mariusz Kuśmierczyk, który raz po raz zaskakiwał swoimi rzutami z drugiej linii. Tylko w pierwszej połowie zdobył 7 bramek! Jego wspaniała gra pozwoliła beniaminkowi sensacyjnie prowadzić i to aż 16:12.
- Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio przegrywaliśmy do przerwy aż czterema golami - przyznał szkoleniowiec lidera z Opola, Marek Jagielski. Słowa trenera i wiadomości z Wągrowca zmobilizowały szczypiornistów z Opolszczyzny do lepszej gry.
O ile gospodarzy należy chwalić za pierwszą część, tak należy ich zganić za 15 minut gry po powrocie z szatni. Trener Budrewicz nie wierzył w nieporadność swojego zespołu. Ten od razu karcony był szybkimi kontrami Gwardii. Wspomniany okres zakończył się wynikiem... 2:14! Żaden z graczy MKS nie był w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności za grę. Opolanie wykorzystali swoje doświadczenia i bardzo szybko wybili myśli o niespodziance kaliskim zawodnikom i kibicom.
- Spodziewałem się trudnego meczu, bo wiedzieliśmy, że jedziemy na teren beniaminka, który w tej rudzie jeszcze nie przegrał, a na dodatek dużo biega. Byliśmy na to przygotowani, a mimo wszystko nie mogliśmy sobie poradzić właśnie z szybkimi kontrami rywali - ocenił początkowe problemy trener Jagielski.
Po takim ciosie MKS nie był w stanie się podnieść. Zdołał jedynie zniwelować różnicę do sześciu trafień. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 25:31, co pozwoliło Gwardii zachować bezpieczną przewagę nad Nielbą, natomiast gospodarze mają już tyle samo "oczek" co rywal zza miedzy, czyli Ostrowa Wielkopolskiego. To właśnie z Ostrovią Szczypiorno zmierzy się w następnej kolejce, a lider podejmie wągrowiczan. Starcie będzie miało kluczowy wydźwięk dla układu na szczycie zestawienia.
MKS Szczypiorno Kalisz - Gwardia Opole 25:31 (16:12)
MKS: Potocki, Krekora - Kuśmierczyk 9, Nowakowski 4, Sieg 4, Niedzielski 3 (0/1), Bożek 2, Adamski 2 (1/2), Stefański 1, Klara, Krygowski, Kobusiński, Staniek.
Gwardia: Donosewicz, Romatowski - Migała 6, Drej 5, Krzyżanowski 5, Prokop 4 (2/2), P. Adamczak 4, Knop 3, Swat 1, Kulak 1, Serpina 1, Płócienniczak 1, Śmieszek, Szolc, Kłoda.