To dopiero początek - rozmowa z Przemysławem Mańkowskim, prezesem Pogoni Baltica Szczecin

- Oczywiście nie spoczniemy na laurach - już teraz zapowiedział w obszernym wywiadzie udzielonym portalowi SportoweFakty.pl prezes Pogoni Baltica Szczecin, Przemysław Mańkowski.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski

Jakby pan nazwał to, co się wydarzyło w Szczecinie w meczu Pogoni Baltica z Piotrcovią? Cud, szczęście, umiejętności?

- Szczęście oczywiście też, ale przede wszystkim konsekwencja w grze. Myślę, że nasze zawodniczki w pierwszej połowie zdecydowanie prowadząc rozprężyły się. Jak widać Piotrcovia serce do walki i umiejętności miała olbrzymie, co udowodniła. Na takim poziomie trzeba być jednak skoncentrowanym od pierwszej do ostatniej minuty. Jakiekolwiek zachwianie powoduje, że przeciwnik z zimną krwią to wykorzystuje. Końcówka meczu absolutnie dla nas szczęśliwa. Niemniej pokazała, że walczymy do końca. Byliśmy zdeterminowani. Szczęście nam akurat w tym meczu sprzyjało. Oczywiście dla kibica jest to wspaniała sprawa, natomiast my nie powinniśmy do takiej nerwowości doprowadzać.

W jednym z wywiadów powiedział pan, że marzy się panu 5. miejsce. Jak widać marzenia się spełniają. Z pewnością pana zawodniczki też o takim rozwiązaniu marzyły. "Pomocną dłoń" wysunęły też inne zespoły i ich wyniki.

- To prawda. Tu jest wiele czynników, które do tego doprowadziły. Splot zdarzeń i wyniki na innych parkietach to jedno, druga sprawa to ciężka praca naszych dziewczyn i wreszcie kropka nad i, czyli zwycięstwo jedną bramką z Piotrcovią. Bez tego nie było tej fety. Przed nami są teraz dwa tygodnie odpoczynku, ale i koncentracji, przygotowania się i ciężkiej pracy, po to by w ćwierćfinale mistrzostw Polski godnie reprezentować Szczecin i pokusić się o kolejną niespodziankę.

Przez pierwsze 20. minut Pogoń grała prawie bezbłędnie. Niemniej jednak w końcówce pierwszej połowy cała przewaga została stracona. Przydarzyły się kary, które dodatkowo osłabiły szczecinianki. Kontrowersyjna jest sytuacja faulu Kuryanovich.

- To jest walka. Tego dnia wygrał lepszy, ale żeby tak się czuć i mieć taki komfort to trzeba prowadzić jednak kilkoma bramkami a nie jedną. Mecz na styku zawsze może się różnie skończyć. Tak było z Lubinem w Szczecinie. Tak też było z Koszalinem, gdzie prowadziliśmy wyrównaną walkę. Tam akurat bez happy-endu. Teraz to szczęście było przy nas. Fajnie jest, że kiedy potrzebujemy tego zwycięstwa ono się trafia. Niemniej jednak to pokazuje ile przed nami pracy. To tak naprawdę również buduje atmosferę, zachęca i mobilizuje dziewczyny do tej pracy. Myślę, że trener wyciągnie z tego wnioski. To jest kolejna lekcja, która będzie nas zbliżała do tych tytułów, o których po cichu i nieskromnie marzymy.
Po meczu Pogoni z Piotrcovią w ekipie tych pierwszych zapanowała euforia Po meczu Pogoni z Piotrcovią w ekipie tych pierwszych zapanowała euforia
Na kilka chwil przed końcem gospodynie przegrywały 30:33. Wierzył pan, że to się tak szczęśliwie skończy?

- Widać było, że Piotrcovia grała praktycznie jedną siódemką. To zmęczenie musiało przyjść. Poza tym zawodniczki z Piotrkowa nie są najmłodsze. Wynik jaki osiągnęły w ostatnich 6. kolejkach ligowych jest naprawdę imponujący. Niemniej jednak zmęczenie musiało nastąpić. Nasze dziewczyny podkręciły tempo i dlatego też taki, a nie inny jest ten wynik. Wymuszone błędy własne Piotrcovii spowodowały, że nasza szczelna obrona i szybki kontratak doprowadziły do takiego horroru, który zakończył się happy-endem.

Uważam, że istotne było to, że w tej końcówce miejscowym nie przydarzyła się żadna głupia dwuminutowa kara. Wówczas bowiem, gdy Pogoń Baltica grała w pięć zawodniczek, to Piotrcovia sprawiała jednak lepsze wrażenie.

- To prawda. Piotrcovia dysponuje wspaniale rozumiejącą się obroną, a ona w drugiej połowie była imponująca. Proszę zauważyć, że w pierwszej części meczu rzuciliśmy 20 bramek, a w drugiej już znacznie mniej. Powinno być odwrotnie. W ostatnich minutach możliwość błędu jest większa, z uwagi na to zmęczenie. Wtedy tych bramek może wpaść znacznie więcej. Potwierdza się, że wygrywa ten, który gra do ostatniej minuty.

Tym meczem zakończyliście sezon zasadniczy. Proszę krótkie o podsumowanie tej rundy, jak i całego sezonu.

- Jeszcze trochę za wcześnie na takie podsumowania. Emocje po tym spotkaniu są jeszcze zbyt wysokie. Oczywiście cel, który mieliśmy, czyli awans do play-offów został zrealizowany. Natomiast wynik, który osiągnęliśmy jest bonusem, na który nikt z nas przed sezonem nie liczył. Piąta pozycja tej drużyny po drugiej rundzie jest czymś co zmusza mnie osobiście do jeszcze bardziej wytężonej pracy, aby ten zespół dalej szlifować, motywować, ale tak naprawdę zabezpieczać dla niego wszelkie rzeczy około sportowe, które w obecnym sporcie są bezsprzecznie konieczne.
W hali na Twardowskiego nie brakowało kibiców z Koszalina. Powtórka jest pewna W hali na Twardowskiego nie brakowało kibiców z Koszalina. Powtórka jest pewna
Wybiegając w przyszłość play-offy z Politechniką są dla was najlepszym rozwiązaniem pod kilkoma aspektami, nie tylko tym sportowym, ale również ekonomicznym.

- To bardzo cieszy, że możemy grać z Koszalinem, ale myślę, że mamy tu dodatkowe aspekty. Jednym z ważniejszych elementów jest promocja piłki ręcznej na wybrzeżu. W naszym województwie i Koszalin i Szczecin mają obecnie dwie klasowe drużyny, jak na polskie warunki. Z tego powinniśmy być dumni. Jeżeli do tego dołożymy bardzo dobre relacje i ciepły klimat między kibicami obu ekip to wówczas mamy absolutnie festiwal piłki ręcznej. To mocno służy naszej dyscyplinie. Mam nadzieję, że w województwie zostanie to dostrzeżone i że wkrótce będziemy mogli uzyskać wsparcie i pomoc władz wojewódzkich. To, co bowiem robimy jako klub jest potrzebne i korzystne dla województwa zachodniopomorskiego.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×