Drużyny rozpoczęły mecz nerwowo. Mnożyły się błędy i niecelne rzuty. Obie drużyny postawiły na twardą, wysoką obronę. Dobrze spisywał się w bramce Politechniki Mateusz Jamka. Między innymi dzięki jego postawie oraz dobrze dysponowanego w tym meczu kołowego Mikołaja Milewskiego goście w 20. Minucie meczu prowadzili 9:7. W tym momencie Sebastian Rodzik zastąpił w bramce Jarosława Krzemińskiego, a zawodnicy wzięli się do odrabiania strat. Jeszcze bardziej agresywna gra w obronie i skutecznie wyprowadzane kontrataki pozwoliły Hand-Medowi zdobyć pięć bramek z rzędu nie tracąc żadnej. W 27. minucie po bramce Marka Jagodzińskiego na 12:9, trener gości poprosił o czas. Pierwsza połowa skończyła się wynikiem 13:10.
W przerwie atmosfera w obu ekipach była bardzo odmienna. Trener Zygmunt Piwowarski nie krył niezadowolenia z postawy swoich podopiecznych, natomiast zawodnicy Hand-Medu skupili się na regeneracji płynów oraz doskonaleniu swojej techniki rzutowej. Mogło się wydawać, że byli już pewni końcowego zwycięstwa.
W drugiej połowie płocczanie starali się utrzymywać przewagę. Dobrą zmianę w bramce dał Rodzik, a Hand-Med dzięki bramkom Michała Dębskiego oraz Michała Skórskiego wyszedł w 45. minucie na prowadzenie 20:15. W 46. minucie trener Piwowarski nakazał swoim zawodnikom wyjść w obronie "każdy swego" w nadziei, że doświadczonym zawodnikom Hand-Medu zabraknie w końcówce sił. Ale gospodarze bez problemów radzili sobie z tym typem obrony, oddając rzuty i najbliższej odległości lub rzutów karnych. Z drugiej strony dwoił i się i troił Mariusz Sokołowski, który w całym meczu zdobył siedem bramek. Jednak jego dobra postawa oraz Mikołaja Milewskiego to było za mało na pokonanie zawodników Hand-Medu, którzy kontrolowali już do końca przebieg spotkania. Mecz zakończył się wynikiem 30:23.
Najwięcej bramek dla gospodarzy zdobył Michał Dębski. Były kołowy Wisły Płock zaliczył siedem trafień. Tyle samo bramek dla Politechniki zdobyli Mariusz Sokołowski oraz Mikołaj Milewski.