Maciej Kmiecik: Żyjecie już w Kielcach Final Four Ligi Mistrzów czy na razie w głowach macie tylko finałową batalię o tytuł mistrza Polski?
Krzysztof Lijewski: Na pewno historyczny awans do Final Four Ligi Mistrzów był sporym wydarzeniem dla nas zawodników, miasta i całego regionu świętokrzyskiego, który żyje piłką ręczną. Euforia po samym awansie do finału jednak już opadła. Skupiamy się na finałowej walce z Płockiem, a później zaczniemy myśleć o Final Four w Kolonii.
Kończy się powoli długi i ciężki sezon. Jest gdzieś w waszej podświadomości to, że czekają was teraz dwie najważniejsze imprezy sezonu, czyli finał ligi i Final Four? Da to się już wyczuć na treningach?
- Mamy bardzo doświadczonych zawodników i każdy z nas wie, co mamy do zrobienia w tym sezonie. Im bliżej jest końca sezonu, tym bardziej odczuwamy trudy tych wszystkich meczów. Nie ma jednak mowy o oszczędzaniu się na treningach, by nie złapać jakiejś głupiej kontuzji. Wręcz przeciwnie - wszystko wykonujemy jeszcze bardziej rzetelnie, by jak najlepiej przygotować się do decydujących batalii zarówno na naszym krajowym podwórku jak i w Europie.
Wiesz jak smakuje udział w Final Four Ligi Mistrzów, ale nigdy jeszcze nie grałeś w wielkim finale. Pora wreszcie to zmienić?
- Grałem w półfinałach Ligi Mistrzów, ale nigdy nie udawało mi się awansować do wielkiego finału. Na drodze stawało Atletico Madryt. Teraz gramy z wielką Barceloną - innym hiszpańskim klubem, który mam nadzieję, że tym razem przeskoczymy. Marzę o tym, by zagrać w wielkim finale.
Przechodząc z Bundesligi do Kielc spodziewałeś się, że tak szybko uda Cię się z tym zespołem zawojować Europę?
- Kiedy podpisywałem kontrakt z Vive Targi Kielce Bertus Servaas wspominał, że jego marzeniem jest awans do Final Four Ligi Mistrzów. Chyba jednak nikt nie spodziewał się, że uda nam się je zrealizować już w tym roku. Niektórzy mogą mówić, że mieliśmy sporo szczęścia, bo zarówno w grupie jak i później w fazie pucharowej nie trafiliśmy na najsilniejszych rywali. Nie zapominajmy jednak, że my też mamy bardzo dobrą drużynę z wieloma reprezentantami swoich krajów. Mamy dobrych trenerów. Szczęście w drodze do Final Four szczęściem, ale temu szczęściu trzeba było pomóc.
Każdy chciał wylosować Vive Targi Kielce w półfinale Final Four. Nie traktują was tam poważnie? Jesteście nadal europejskim Kopciuszkiem?
- Nie uważam, że jesteśmy Kopciuszkiem, a raczej postaramy się być czarnym koniem tej imprezy. Wszyscy faktycznie mówili, że chcieli z nami grać w półfinale. Trafiliśmy ostatecznie na Barcelonę - najbardziej utytułowany klub w tym towarzystwie. Nie będziemy na pewno faworytem tej potyczki, ale nie poddamy się bez walki. To oni przecież muszą wygrać Champions League, a my tylko możemy. Nie stoimy na straconej pozycji.
Pamiętam, że kiedyś mówiłeś, że kibicujesz Barcelonie. Teraz spróbujesz wraz z kolegami wyeliminować słynną Blaugranę?
- Jestem kibicem Barcelony, ale w innych dyscyplinach sportu, czyli piłce nożnej i koszykówce. W handballu, który uprawiam nie będzie mowy o sentymentach.
Final Four Ligi Mistrzów to ogromne wydarzenie zarówno dla sportowców jak i kibiców. Sam udział w tej imprezie to dla wielu spełnienie marzeń. Co może zadecydować o sukcesie w Kolonii? Dyspozycja dnia, łut szczęścia?
- Na pewno jest to bardzo fajny i prestiżowy turniej. Nie każdemu dane jest chociażby raz zagrać w takiej imprezie. Nasze marzenia się spełniły i wystąpimy w Kolonii w niesamowitej hali Lanxess Arena przed 20 tysiącami widzów. Awans do Final Four jest sukcesem, ale na tym nie spoczniemy. Nie pojedziemy przecież odbębnić dwóch najważniejszych meczów w sezonie. Będziemy walczyć. Znamy swoją wartość. Wiemy, na co nas stać. O sukcesie w Kolonii zadecyduje wiele czynników: dyspozycja dnia, szczęście, forma. Mam nadzieję, że to nam wszystko dopisze.
Marzysz o finale z HSV Hamburg?
- Wielu już mnie o to pytało. Bratobójczy pojedynek w finale? Byłoby to coś niesamowitego. Wówczas jeden z nas miałby na pewno wygraną w Lidze Mistrzów. Dla naszej rodziny, dla najbliższych byłoby to wielkie wydarzenie. Nie miałbym nic przeciwko, byśmy zagrali z HSV w wielkim finale Ligi Mistrzów.
A nie łatwiej byłoby mieć HSV już w półfinale? Wydaje się teoretycznie najłatwiejszym przeciwnikiem?
- Nie ma co gdybać. Wpadliśmy na Barcelonę i trzeba z nią grać. HSV Hamburg to również bardzo dobra drużyna. Na pewno nie będzie faworytem w półfinałowym starciu z THW Kiel, ale nie można ich pozbawiać od razu prawa walki o sprawienie niespodzianki. Kto wie, może w finale wcale nie spotkają się faworyci czyli Kiel i Barcelona, ale właśnie Kielce i Hamburg. Wiem jedno - przez 60 minut będziemy walczyć i zrobimy wszystko, by wykorzystać życiową szansę, a jak będzie, to przekonamy się za kilkanaście dni w Kolonii.
"No tak Bielecki mówi , że wierzy , że będzie dublet, DAS mówi, że będzie F4 CL.Normalnie rewelacja. "
"Tajemnicą poliszynela jest, że w Kielcach liczą na awans do Final Four...... Normalnie hegemoni piłki ręcznej." Czytaj całość