Potknięcie na ostatniej prostej - podsumowanie sezonu w wykonaniu Azotów Puławy
1/8 finału Challenge Cup, trzecie miejsce w Pucharze Polski i czwarte w lidze to tegoroczny dorobek Azotów Puławy. - Pozostał niedosyt - nie kryje trener, Marcin Kurowski.
Pierwsza runda
Puławianie rozgrywki rozpoczęli znakomicie, choć w klubie - w związku ze sporymi przetasowaniami kadrowymi - właśnie z pierwszymi jesiennymi meczami wiązano największe obawy. Złe proroctwa okazały się niesłuszne, bo Azoty wystrzeliły jak z procy i choć Kurowski konsekwentnie powtarzał, że gra zespołu daleka jest od doskonałości i jego podopiecznych czeka jeszcze mnóstwo pracy, to w pierwszej rundzie ekipa znad Wisły przegrała tylko z Vive Targami Kielce oraz Orlen Wisłą Płock, dwa inne spotkania kończąc remisami.
Rok podopieczni Kurowskiego pożegnali zwycięstwem nad Czuwajem i bezcenną dwupunktową zdobyczą w starciu z rozpędzającym się już wówczas NMC Powenem Zabrze. - Pierwszą część rozgrywek można ocenić na bardzo duży plus. Mamy dwadzieścia punktów. Taki wynik przed sezonem bralibyśmy w ciemno. Czy jesteśmy zaskoczeni taki obrotem sytuacji? Praca, którą wykonujemy przekłada się na ten wynik. Pracowaliśmy na to i jak widać poskutkowało - mówił wówczas Przybylski. - Szkoda naszych dwóch remisów. Ciężko powiedzieć czy były one szczęśliwe, czy pechowe. Wyszło na równo. Cieszymy się, tak miało być. Na razie gramy to co sobie założyliśmy - dodawał bramkarz, Maciej Stęczniewski.
Kryzys dopadł Azoty wiosną. Puławianie zaczęli regularnie tracić proste punkty, a cieniem na postawie drużyny położyła się zwłaszcza sensacyjna domowa porażka z Siódemką Miedź Legnica. Na postawie zespołu mocno odbiły się urazy Krzysztofa Tylutkiego oraz Krzysztofa Łyżwy, zespół miał też w końcówkach meczów drobne problemy kondycyjne i ostatecznie z dziewięciu wiosennych meczów ich łupem padły tylko cztery. - W tej drugiej części sezonu trochę przeszkodziły nam kontuzje, bo w pewnym momencie musieliśmy sobie radzić na parkiecie bez lewego rozgrywającego, praktycznie we wszystkich meczach łatając dziury poprzez przestawianie tam zawodnika z innej pozycji - wyjaśniał Kurowski. Do gry o medale jego ekipa ostatecznie przystępowała z czwartej pozycji.