To najbardziej perspektywiczna drużyna w Superlidze - rozmowa z Jackiem Wilke, byłym prezesem MMTS-u Kwidzyn

Jacek Wilke przez ostatnie lata pełnił funkcję prezesa MMTS-u Kwidzyn. Były sternik brązowego medalisty w obszernym wywiadzie opowiada m.in. o nadchodzącym sezonie.

 Redakcja
Redakcja

Od pewnego czasu nie jest pan już prezesem MMTS Kwidzyn. Obserwacja z boku pana satysfakcjonuje?

Jacek Wilke: Oczywiście, bo jestem też kibicem. Jeśli chodzi o MMTS to mogę teraz bardziej żyć emocjami, a nie tylko obserwować wszystko na zimno. Cieszę się, że w klubie chcą jeszcze w jakiś sposób korzystać z mojej rady i doświadczenia i zawsze służę prezesowi swoją pomocą. Mam nadzieję, że umiejętności, które nabyłem przez lata, na coś się jeszcze przydadzą.

Sezon przygotowawczy już za nami, jak się zatem podoba panu nowy MMTS Kwidzyn?

- Dla mnie to nie jest jakieś zaskoczenie czy zdziwienie. Widać, że nowi zawodnicy nie trafili tu przypadkowo tylko zostali wpasowani w wizję klubu, która funkcjonuje od lat. To nie jest tak, że piłkarze ci przyszli nie wiadomo skąd, że złapaliśmy kogo tylko mogliśmy na rynku. Była to świadoma konstrukcja. Przykładowo z Pawłem Gendą porozumieliśmy się jeszcze w trakcie ubiegłego sezonu. Moim zdaniem dzięki przyjściu nowych graczy drużyna jest silniejsza i bardziej przyszłościowa. To nie ulega żadnej wątpliwości. Na pewno co najmniej jeden z nich będzie w przyszłości podstawą w reprezentacji Polski.

Nie chciałbym tutaj oceniać poszczególnych zawodników natomiast jako drużynę oceniam ją jako bardzo interesującą. Choć trzeba również pamiętać, że inne zespoły też znacznie się wzmocniły przed tym sezonem. Cieszę się jednak, że nowi gracze szybko wkomponowali się w zespół. Dzięki temu trener może mieć pole manewru i zdecydować kto będzie pełnił rolę pierwszoplanową, a kto drugoplanową. Sezon jest przecież długi, a grania jest moc. Przede wszystkim chciałbym jednak, żeby nie było takich spotkań jakie zdarzały się w poprzednim sezonie, że musiałem się wstydzić za grę MMTS. Tak było chyba w 3-4 spotkaniach. Jestem jednak przekonany, że w tym sezonie takie sytuacje już się nie powtórzą.

To, że w ubiegłym sezonie mimo wszystko udało nam się zdobyć brązowy medal mistrzostw Polski upatruje pan jako sukces czy też jest to już norma obowiązująca w kwidzyńskim klubie?

- Tak się wydaje, że zdobycie medalu to jest nic, że komuś się po prostu należy. To jednak jest ciężko wypracowane i aby go zdobyć trzeba reprezentować pewien poziom. Wystarczy przypomnieć chociażby ostatni mecz z Mielcem, który przegrywaliśmy i wyrównaliśmy dopiero w ostatnich sekundach, doprowadzając tym samym do zwycięskiej dogrywki. Gdybyśmy go jednak przegrali to czekałby nas wyjazd do Mielca, gdzie najprawdopodobniej uleglibyśmy Stali, zajmując w efekcie V-VI miejsce. Wówczas wszyscy na pewno narzekaliby na zarząd i trenera. Na szczęście jednak udało nam się zdobyć III miejsce, choć brąz równie dobrze mógł trafić do drużyny sklasyfikowanej na VI miejscu. Po prostu byliśmy od niej troszeczkę lepsi.

Zdobycie brązowego medalu nie było jednak dla mnie zaskoczeniem. Nasz zespół prezentował taki poziom, że mógł pokusić się o miejsce na podium. Przy wyrównanej stawce decydowały jednak niuanse i cokolwiek potoczyłoby się inaczej, a mogliśmy znaleźć się w zupełnie innym miejscu. W tym roku będzie chyba tak samo, bo nie ma już słabych przeciwników.

Rok temu za zdobycie IV miejsca obwiniał pan zawodników, którzy nie chcieli walczyć. Teraz chyba nie popełnili już tego błędu.

- To prawda, choć pewne perturbacje jednak były, bo nie do końca wiedzieliśmy jak zachowają się zawodnicy, którzy mieli odejść z naszego zespołu. Nie byliśmy pewni czy będzie odpowiednia mobilizacja w zespole i czy owi zawodnicy zagrają tak jak sobie tego życzymy. Okazało się jednak, że zachowali pełen profesjonalizm i udowodnili tym samym, że poprzedni rok był tylko wypadkiem przy pracy, a nie standardem.

Czy jednak wszyscy zawodnicy musieli odejść z klubu? Nie zabiegaliśmy o kogoś, aby mimo wszystko pozostał w Kwidzynie?

- Nie zabiegaliśmy, przede wszystkim ze względów finansowych. Poza tym nawet jak znalazłyby się pieniądze, to w 90 procentach wyglądałoby to tak samo. Dlatego mówię tu o pewnej logice budowania, bo nie chciałbym znowu porównywać zawodników i mówić, że ten jest lepszy czy gorszy. Tego chciałbym uniknąć, bo przez lata grali w Kwidzynie i zdobywali dla nas medale. Za to należy im się szacunek. Natomiast z punktu widzenia budowania zespołu pewne ruchu należało wykonać.

Wrócę jednak do klubowych finansów i powiem, że w ciągu 3 ostatnich lat, dwukrotnie byłem przekonany, że będziemy zmierzać do I ligi. Doszłoby wówczas do wyprzedaży zawodników i gry składem, który nie gwarantowałby utrzymania. Za pierwszym razem uratował nas trochę przypadek. Na przełomie grudnia i stycznia byłem jednak prawie pewien, że drużyny nie da się już utrzymać. Stąd też pewne ruchy z Robertem Orzechowskim, który miał przejść do Puław. Porozumieliśmy się nawet z Azotami, które chciały zapłacić dużą kwotę odstępnego, ale Robert wówczas nie zdecydował się na odejście z Kwidzyna. Gdyby Robert wtedy zmienił klub, to nastąpiłaby demobilizacja w zespole i nie byłoby chyba nas na podium.

Wiadomo było, że Orzechowski prędzej czy później opuści Kwidzyn. Wpływ miała na to jego dobra postawa w reprezentacji oraz słowne deklaracje samego zawodnika, który podkreślał w wywiadach, że chce grać w lepszym klubie. Zaskoczeniem było natomiast odejście Sebastiana Suchowicza, który jak wiadomo otrzymał propozycję nie do odrzucenia.

- Sebastian był u nas przez 9 sezonów, z czego 8 zagrał koncertowo. Pierwszy rok miał co prawda bardzo zły, ale w kolejnych walnie przyczynił się do zdobycia medali przez MMTS. Choć miał jeszcze ważny kontrakt dostał propozycję z Zabrza, która była prawie dwukrotnie wyższa od warunków oferowanych w Kwidzynie. Po tym co przez te lata dla nas zrobił, postanowiliśmy nie robić mu żadnych przeszkód.
Dzięki temu pokazaliśmy również innym, że nie zawsze trzymamy się wyłącznie swojego interesu. Dzięki temu też łatwiej nam jest ściągnąć innych zawodników. Przychodząc do Kwidzyna wiedzą bowiem, że jak coś się zdarzy, to nie będzie się patrzeć tylko na interes klubu, ale również interes samego zawodnika.

Niektórzy mówią zgryźliwie, że zagraliśmy pod Zabrze oddając im swoich kluczowych graczy.

- Nie raz już oddawaliśmy, jednak tam gdzie odchodzili nasi zawodnicy to sukcesów nie widziałem. Życzę oczywiście Zabrzu jak najlepiej, ale to nie jest tak, że ściągnie się same gwiazdy i ona same zaczną grać. To jest liga i gwarancji na to nie ma.

Mówił pan o sytuacji kryzysowej, w której istniało zagrożenie rozbicia kwidzyńskiej drużyny. Jak zatem obecnie wygląda sytuacja w MMTS Kwidzyn?

- Na pewno poprzez odejście kilku zawodników zostało to wszystko trochę zbilansowane. Choć ruchy wykonane były od strony sportowej, to jednak miały również swoje przełożenie finansowe. Jeśli bowiem mielibyśmy zaspokoić oczekiwania finansowe tych graczy, którzy od nas odeszli, to nie mielibyśmy w ogóle o czym rozmawiać. W tej chwili stąpamy bowiem po cienkiej linie. Klub i tak musiał zaciągnąć kredyt w wysokości 200 tys. zł. aby utrzymać płynność do końca roku. Budżety w innych klubach mocno poszły w górę, a to automatycznie przekłada się także na nas. Choć jednak mamy coraz większy budżet, to nie nadążamy za innymi. Na pewno będzie bardzo ciężko. Od nowego roku jawi się pewien projekt finansowy, który ma duże szansę powodzenia, umożliwi to nam utrzymanie zespołu w ciągu 2 - 3 lat w mniej więcej nie zmienionym składzie. Pytanie tylko czy budżety nadal będą rosły w takim tempie. Zauważam tutaj pewną patologię bowiem kilka klubów mimo, iż nie posiadają zagwarantowanych środków, kontraktują zawodników, a następnie mają pretensje, że sponsorzy nie wykładają takich sum jakie oni by chcieli. Winduje to w sposób sztuczny wynagrodzenie zawodników, ale myślę ze któryś z tych sponsorów nie ugnie się przed szantażem i jeden z klubów zbankrutuje ku otrzeźwieniu pozostałych. Mamy 2 lata na to, aby się temu przypatrywać. Jeśli sumy te będą coraz większe, to musimy mieć nadzieję, że piłka ręczna stanie się na tyle silna pod względem marketingowym, że będą chcieli w nią wejść poważni inwestorzy. Zwłaszcza, że w 2016 roku w Polsce odbędą się przecież mistrzostwa Europy w piłce ręcznej mężczyzn, a Kwidzyn z całą pewnością jest drużyną, w którą warto zainwestować. Jeśli na zasadach rynkowych znalazłby się inwestor, który wyłożyłby trochę większe pieniądze to wówczas moglibyśmy dorównać budżetom innych klubów. Jeśli tak się nie stanie to trudno powiedzieć, co będzie za 2 lata. My niestety od lat stąpamy po bardzo kruchym lodzie.

Nadal odbija nam się czkawką sezon, w którym walczyliśmy w Challenge Cup?

- Tak się mówi, że wykończyły nas puchary, ale złożyło się na to wiele czynników. Gdyby nie rosły budżety w innych klubach, a tym samym i wynagrodzenia w MMTS, to bylibyśmy już dawno zbilansowani. Niestety trafiliśmy na trudny okres, w którym mieliśmy zaległości, a jednocześnie rosły wynagrodzenia i budżety. Dlatego teraz jest nam ciężko, choć mamy budżet niedużo mniejszy od tych, które 4-5 lat temu miały kluby z Kielc czy Płocka.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×