- Trzeba otwarcie powiedzieć, że pierwsza połowa w naszym wykonaniu to była katastrofa - nie kryje w rozmowie ze SportoweFakty.pl jeden z liderów mieleckiego zespołu, Rafał Gliński. Jego zespół w ciągu trzydziestu minut rzucił ostatniej drużynie ligowej tabeli ledwie dziewięć bramek, tracąc ponad dwa razy tyle.
Duży wpływ na rezultat meczu miała postawa golkipera Gwardzistów, Adama Malchera. - Spisywał się naprawdę bardzo dobrze. W pierwszej połowie trochę go rozbroniliśmy i to wcale nie z pozycji trudnych, tylko prostszych. To było główną przyczyną tego, że przewaga naszych rywali rosła, powiększając się aż do jedenastu bramek, po dobrych interwencjach Malchera dostawaliśmy bowiem kontry - relacjonuje rozgrywający Stali.
Przełom nastąpił w przerwie. - Powiedzieliśmy sobie w szatni, że nie patrzymy na wynik, bo nie mamy już nic do stracenia. Zmieniliśmy system obrony i powoli zaczynało to wszystko funkcjonować. Defensywa chodziła całkiem nieźle, a w ataku przestaliśmy popełniać taką ilość błędów, dobrze rozrzucając piłkę i stopniowo niwelując straty - wyjaśnia Gliński.
W ostatnich minutach obie ekipy miały okazję do tego, żeby przechylić losy meczu na swoją korzyść, wszystko zakończyło się jednak remisem. - W tym momencie ciężko jest mi jeszcze określić, czy jest to dla nas punkt szczęśliwy, czy stracony. Niewątpliwie pokazaliśmy w tym meczu dwa różne oblicza i w kolejnych spotkaniach nie możemy sobie już pozwolić na rozegranie takiej pierwszej połowy, jak w starciu z Gwardią - kończy nasz rozmówca.