Starcie w Wolsztynie zapowiadało się jako jeden z najciekawszych meczów ostatniej serii zmagań w gr. A pierwszoligowych rozgrywek. Obie drużyny w trakcie obecnego sezonu zdążyły kilkukrotnie pokazać się z dobrej strony, na parkiecie Hali Świtezianka oczekiwać można było więc emocjonującej rywalizacji. Kibice, którzy przybyli na spotkanie nie mogli być zawiedzeni, bowiem rywalizacja trzymała w napięciu do ostatnich sekund.
Wolsztyniak świetnie zaczął spotkanie, po kwadransie prowadząc 7:5, a w drugiej połowie wychodząc nawet na prowadzenie 19:14. W końcówce goście odrobili jednak straty i byli bliscy zwycięstwa. - Pojawia się jakaś obniżka koncentracji, może słabość gdzie brakowało nam skuteczności. Oddaliśmy niesamowitą ilość niecelnych rzutów w sytuacjach stuprocentowych, sam na sam. To pozwalało gościom odrabiać straty, doganiać nas i wierzyć, że są w stanie wywieźć z Wolsztyna korzystny rezultat. Jedna, druga, trzecia sytuacja przestrzelona, do tego kara dwuminutowa i w sytuacji gdzie mecz powinien się rozstrzygnąć, to nasza przewaga topniała i goście łapali wiatr w żagle - mówił po meczu trener gospodarzy, Marcin Pietruszka.
To właśnie fatalna skuteczność w kluczowych momentach meczu w ocenie Pietruszki zadecydowała o niepowodzeniu Wolsztyniaka. - Mecz kosztował nas sporo nerwów, huśtawka nastrojów była niesamowita. Wynik zmieniał się wielokrotnie. Powinniśmy jednak wygrać, bo myślę że w przekroju całego meczu byliśmy zespołem lepszym, ale niestety zawiodła skuteczność - dodawał.
Szkoleniowiec Wolsztyniaka zadowolony był z jednego punktu, bowiem goście jeszcze w ostatnich sekundach byli w posiadaniu piłki i mogli rozstrzygnąć losy rywalizacji na swą korzyść. - Jesteśmy zadowoleni z punktu, zawsze to jakoś powiększa nasz dorobek, ale na pewno pozostał duży niedosyt, bo dwukrotnie w pierwszej i drugiej połowie wychodziliśmy na kilkubramkowe prowadzenie i nie potrafiliśmy tego utrzymać - stwierdził, jednocześnie doceniając klasę przeciwnika. - Grali bardzo ambitnie, myślę, że w zespole z Elbląga drzemie duży potencjał. Zaskoczą jeszcze niejednego rywala - zakończył Pietruszka.