Reprezentacja Polski, obecnie prowadzona przez trenera Kima Rasmussena po raz ostatni na wielkiej światowej imprezie grała w 2007 roku. Były to mistrzostwa świata, na której zajęliśmy jedenaste miejsce. Rumunki to o wiele bardziej utytułowany zespół. Drużyna prowadzona obecnie przez trenera Gheorghe Tadiciego w 1962 roku była mistrzem świata, a w latach 1973 i 2005 zajmowała drugie miejsca w światowym czempionacie. Na ostatnich mistrzostwach, w 2011 roku zajęła trzynaste miejsce. Rumunki grają jednak na światowych turniejach regularnie.
W rozgrywkach grupowych Rumunki wygrały cztery z pięć spotkań w grupie D, przegrywając jedynie z Niemkami różnicą trzech trafień. W pokonanym polu pozostawiły reprezentacje Węgier, Czech, Tunezji oraz Australii. - Nie wiem zbyt dużo o reprezentacji Polski. W ostatnich dniach byłyśmy skupione na innych rywalkach. Jednak jestem pewna, że do meczu będziemy miały wideo z ich grą, dokonamy analizy i dowiemy się wszystkiego o naszych przyszłych przeciwniczkach - powiedziała w rumuńskich mediach Aurelia Bradeanu, będąca kapitanem drużyny.
Polki w rozgrywkach grupowych zajęły zgodnie z oczekiwaniami trzecią pozycję, wygrywając z Angolą, Argentyną i Paragwajem. Nasze zawodniczki uległy Norwegii i Hiszpanii, z którymi nawiązały walkę na boisku. - Rumunki posiadają jedną z najlepszych rozgrywających na świecie Cristinę Georgianę Neagu. Obrona gra bardzo siłowo i mają za sobą około trzytysięczną widownię, która je wspiera. Będziemy grali swoje, tak jak w meczach z Norwegią, Hiszpanią, czy przed mistrzostwami ze Szwecją, czy Brazylią - powiedział Kim Rasmussen w rozmowie z PAP. - Musimy wykrzesać z siebie jeszcze więcej energii, którą nadal dysponujemy. Jesteśmy przygotowani do walki, w czym wielka zasługa masażystów i ekipy medycznej. Wszystkie zawodniczki są zdrowe i nie notujemy poważniejszych urazów - dodał szkoleniowiec.
Biało-czerwone, które opuszczają Zrenjanin i przenoszą się do Nowego Sadu, z pewnością nie są faworytkami w starciu podopiecznymi Gheorghe Tadiciego. Biorąc pod uwagę ich wyniki z fazy grupowej, a także styl gry i to, że nie mają w tym pojedynku nic do stracenia, z pewnością mogą pokusić się o niespodziankę. Stać je na to, jednak każda zawodniczka musiałaby mieć w niedzielę "swój" dzień. Przypomnijmy, że drużyna, która wygra, zmierzy się 18 grudnia ze zwycięzcą pary Francja - Japonia.