Zwycięstwo reprezentacja Polski z Rumunią było jednym z największych niespodzianek tegorocznych mistrzostw. Po wygranej z utytułowanymi rywalkami, w obozie biało-czerwonych zapanowała euforia. - Dopiero w poniedziałek do mnie doszło to, czego dokonałyśmy. Niedzielny wieczór był pełen emocji i wzruszeń - powiedziała szczęśliwa skrzydłowa reprezentacji w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Przez wielu ekspertów podopieczne Kima Rasmussena były skazywane na porażkę w ostatnim spotkaniu. - Zdawałyśmy sobie sprawę, że ten mecz będzie dla nas ciężki. Na każdym roku mówiłyśmy sobie, że nie jesteśmy przypadkiem na tych mistrzostwach. Myślę, że w końcówce niedzielnego meczu to udowodniłyśmy - zauważyła Katarzyna Koniuszaniec.
Wcześniej Polki przegrały z Hiszpanią i z Norwegią. Czy te porażki wpłynęły jakoś na przełamanie w końcówce kluczowego spotkania? - Każdy mecz na tych mistrzostwach jest dla nas kolejną lekcją. Spotkania z tak klasowymi przeciwnikami gra się 60 minut na pełnych obrotach. Trzeba eliminować chwile słabości, bo nie ma żadnych sentymentów. Zespoły światowej klasy od razu wykorzystują chwile załamania - wytłumaczyła szczypiornistka Startu Elbląg.
Przed biało-czerwonymi spotkanie z Francją. Stawką jest półfinał mistrzostw świata. - Teraz jest wszystko możliwe, a wiara czyni cuda! Francja ma bardzo dobrą i agresywną obronę, ale uważam, że stać nas na zwycięstwo z Francuzkami, jeśli zagramy zespołowo i z pomysłem w ofensywie, a także stworzymy twarde warunki w obronie przeciwnikowi - zakończyła zawodniczka biało-czerwonych.