Świdnicki Klub Piłki Ręcznej znalazł patent na grę w Kaliszu. W poprzednim sezonie przed meczem z Wielkopolanami nikt nie stawiał ekipy z Dolnego Śląska jako faworyta potyczki. Wówczas zespół Krzysztofa Terebuna wygrał niespodziewanie, a MKS zaprezentował się dramatycznie. Po tamtym starciu pracę stracił Bruno Budrewicz.
Okazuje się, że ŚKPR potrafił doprowadzić MKS do kolejnej zapaści. Po dwóch zwycięstwach w ostatnich trzech kolejkach wydawało się, ze zawodnicy Mateusza Różańskiego powoli zaczynają wchodzić na właściwe tory i rozpocznie się ich marsz w górę tabeli. Niedzielny mecz brutalnie sprowadził na ziemię drużynę z grodu nad Prosną.
[ad=rectangle]
Początek konfrontacji zapowiadał wiele emocji i nerwów. Oba zespoły miały spory problem z wyprowadzeniem w pole defensywy przeciwnika. Dobrze spisywali się Tymon Trojański oraz Błażej Potocki. Jako pierwsi impas przerwali gospodarze, którzy dzięki skutecznym kontrom Konrada Krupy wyszli na dwubramkowe prowadzenie (7:5). Ten sam gracz miał szansę dołożyć kolejną bramkę do swojego dorobku, jednak po jego rzucie piłka zatrzymała się na poprzeczce. Sytuacja szybko się zemściła.
Przyjezdni coraz śmielej zaczęli korzystać z indywidualnych błędów gospodarzy, którzy popełniali sporo rażących błędów w ataku i grali na słabej skuteczności. Zagubieni kaliszanie nie potrafili zbierać piłek nawet po obronionych rzutach. Świdniczanie to wykorzystali i ze tanu 7:5 zrobiło się 7:8.
Do przerwy ŚKPR utrzymał jednobramkowe prowadzenie (12:13), a do ofensywy ruszył po zmianie stron. Kluczowe okazały się pierwsze akcje, w których błysnął Konrad Krzaczyński. Jego akcje na skrzydle pozwoliły wypracować przyjezdnym przewagę trzech bramek, której MKS nie zdołał zniwelować już do ostatniej akcji.
- Zagraliśmy mizerne zawody, grając do tego słabo w obronie. Chyba żaden z zawodników nie przekroczył 50 procent skuteczności swoich rzutów - stwierdził trener gospodarzy. Jedynym graczem, który mógł przekroczyć tę barierę był Damian Krzywda, który w drugiej połowie nie bał się brać odpowiedzialności na swoje barki. Zdobył 9 bramek, ale to było zdecydowanie zbyt mało.
ŚKPR umiejętnie kontrolował przebieg spotkania. Zadał decydujące ciosy w momencie, gdy w szeregach miejscowych po raz ostatni rozgorzała wiara w sukces.
Zbytnia pewność siebie nie mogła już przeszkodzić gościom w odniesieniu zwycięstwa, ale zachowanie samego Patryka Rogaczewskiego pozostawiło spory niesmak. Przy prowadzeniu 31:28 w przedostatniej minucie meczu młody gracz postanowił celowo wymierzyć w głowę golkipera miejscowych z "siódemki". Filip Jarosz sparował ten rzut i był bliski wymierzenia kary samodzielnie, ale zrobili to arbitrzy, którzy za to zagranie pokazali czerwoną kartkę.
Ostatecznie mecz zakończył się rezultatem 29:31. ŚKRP wywalczył niezwykle cenne punkty, które pozwoliły zrównać mu się z kaliszanami oraz KSZO. Zespoły z miejsc 11-13 mają na swoim koncie po sześć "oczek", jednak najlepszy wynik bramkowy notuje na razie ekipa z Kalisza.
MKS Kalisz - ŚKPR Świdnica 29:31 (12:13)
MKS: Trojański, Jarosz - Krzywda 9, Krupa 5, Wawrzyniak 4, Sieg 4, Adamski 2/1, Celek 1, Adamczak 1, Gomółka 1, Surosz 1, Salamon, Nowakowski.
Karne: 1/3.
Kary: 12 min.
ŚKPR: Potocki, Bajkiewicz - Piędziak 7, Krzaczyński 7, Rogaczewski P. 5/1, Rogaczewski K. 3/1, Rzepicki 2, Motylewski 2, Dębowczyk 1, Misiejuk, Pułka.
Karne: 2/4.
Kary: 14 min.
Kary: MKS - 12 min. (Adamczak, Salamon, Sieg, Nowakowski, Gomółka, Surosz - po 2 min.); ŚKPR - 14 min. (Misiejuk, Motylewski - po 4 min., Węcek, Krzaczyński, Rogaczewski P. - po 2 min.)
Czerwona kartka: Patryk Rogaczewski (niesportowe zachowanie, 60')
Sędziowali: Pazur oraz Schiwon (Ruda Śląska/Zabrze)