Mecz walki, błędów i olbrzymich emocji do ostatniej sekundy. Te słowa obrazują wydarzenia, które miały miejsce w minioną niedzielę w Szczecinie. - Tak się już te nasze mecze z Pogonią toczą. Spotykają się dwie drużyny na podobnym poziomie. Przebieg zależy od tego kto szybciej wejdzie w mecz po rozgrzewce, od dyspozycji dnia. Mieliśmy Monikę Maliczkiewicz w bramce, która obroniła nam bardzo dużo stuprocentowych sytuacji. Za mała było podejmowanych decyzji rzutowych, jeśli chodzi o rozgrywające, np. prób rzutów z drugiej linii. Podział punktów odzwierciedla boiskowe wydarzenia - tak pokrótce oceniła rywalizację Bożena Karkut.
[ad=rectangle]
Opiekunka Miedziowych zaznaczyła przy tym, że duże znaczenie dla losów spotkania miała pierwsza połowa, w której jej drużyna posiadała inicjatywę. Niewiele jednak z tego wynikło. - Ona była pod nasze dyktando, ale nie wykorzystaliśmy wiadomości o przeciwniku. Przy zagrywce, w której szczecinianki 4-5-krotnie zdobyły bramkę, mieliśmy przeciąć rzut wcześniej, a u niektórych zabrakło determinacji. W związku z tym daliśmy Pogoni rzucić kilka łatwych bramek i zamiast zwiększyć przewagę na 3-4 przed przerwą, to tak naprawdę po zmianie stron spotkanie zaczynało się od nowa - słusznie zauważyła trenerka.
Przy 20:18 dla Pogoni w 48. minucie poprosiła pani o czas. Zmieniła pani obronę na 5:1. Los się odwrócił, ale wynik nie okazał się zwycięski. Zdecydowała dopiero ostatnia akcja, której nie wykorzystała Sanja Premovic. - To jest taki etap meczu, czyli czterdziesta któraś minuta, kiedy ważą się losy rywalizacji. Ten mecz zaczynał nam uciekać. Przeciwnik nas przełamał, wykorzystał dwuminutowe kary, wyszedł na dwie bramki prowadzenia, więc koniecznie trzeba było jakoś je zatrzymać i wejść w posiadanie piłki. Uważam, że to był dobry moment gry mojego zespołu, bo sytuacja nie była łatwa. Niemniej jednak w sytuacji, w której w samej końcówce to my miałyśmy piłkę, o takie rozegranie tej ostatniej akcji mam odrobinkę żalu - rzuciła na koniec Bożena Karkut.