- W kluczowych momentach brał ciężar gry na siebie. To się opłaciło - mówi Tomasz Rosiński. - Zagrał wręcz rewelacyjnie - przyznaje Rafał Kuptel. - Jakby rzucił na bramkę z szatni, to piłka też by wpadła do siatki - dodaje z kolei Grzegorz Tkaczyk.
Szyba jednym spotkaniem zdobywa miejsce w historii i kibicowskich sercach. Hiszpanom w grze o brąz rzuca osiem bramek. Ostatnia - zdobyta na dwie sekundy przed finałową syreną - daje naszej drużynie prawo walki w dogrywce. Tam ciężar gry biorą już na siebie inni. Biało-Czerwoni przechodzą samych siebie i pokonują urzędujących mistrzów świata.
[ad=rectangle]
Nowy idol
Leworęczny rozgrywający staje się bohaterem memów i bon motów, ulubieńcem internetu. W poniedziałek na stołecznym lotnisku nie może opędzić się od łowców autografów. Podczas spotkania z kibicami to on zostaje wywołany przez gawiedź do mikrofonu. W jaki sposób hartuje się taką szybę? - W ciężkich warunkach i ciężką pracą - odpowiada lekko speszony.
Przejście przez hotelowe lobby zajmuje mu dobrych kilka minut. Po zakończeniu konferencji prasowej otaczają go dziesiątki mikrofonów. W podróż do domu rusza dopiero późnym popołudniem. Już następnego dnia znów melduje się jednak w Warszawie, by zaliczyć debiut w telewizji śniadaniowej. Uśmiecha się, pokazuje medal.
- Powoli to wszystko do mnie dociera - przyznaje ze spokojem w rozmowie ze SportoweFakty.pl. - Ten medal to ogromny sukces całego zespołu. W ciągu dwóch dni odebrałem mnóstwo telefonów. Staram się dla każdego znaleźć chwilę. To bardzo miłe. Próbuję podchodzić do tego z dystansem. Nie jestem przyzwyczajony do podobnych sytuacji.
Bohater z ławki
Dla Szyby mistrzostwa w Katarze były turniejem trudnym. Przed pierwszym meczem wielu uważało, że jako trzeci leworęczny rozgrywający zajmie on miejsce na trybunach i parkietu nawet nie powącha. - Już sam wyjazd do Kataru był dla mnie dużą nobilitacją - przyznaje dziś sam zainteresowany.
Zawodnik Gorenje Velenje początkowo miał dawać zmiany do gry w obronie. Bieg wydarzeń przyspieszył, kiedy problemy zdrowotne dopadły Krzysztofa Lijewskiego. Nierówna forma Andrzeja Rojewskiego sprawiła, że coraz częściej dostawał szansę gry z przodu. W spotkaniach z Danią i Katarem Szyba dał dobre zmiany. Po jednym z meczów stwierdził nawet, że on także chce wywieźć z Kataru zegarek dla najlepszego zawodnika meczu.
Udaje się w ostatniej chwili. Z Hiszpanią gra od pierwszej minuty. - Dobrze zacząłem mecz. Te zagrania dodały mi pewności. Cieszę się, że wpadało. Po ostatniej akcji drugiej połowy, kiedy zobaczyłem piłkę w siatce, poczułem ogromną ulgę. To był dla rywali duży cios. W dogrywce nie mogliśmy już tego medalu wypuścić - mówi.
Perła Lubelszczyzny
Szyba sportowo rósł w Puławach. - Przygodę z piłką ręczną rozpocząłem na przełomie podstawówki i gimnazjum. Kilka razy poszedłem na SKS, braliśmy udział w zawodach międzyszkolnych, gimnazjadach, grałem też w klubie uczelnianym z Lublina. Prezes Jerzy Witaszek wypatrzył mnie na zawodach wojewódzkich i ściągnął do Puław, proponując przy okazji naukę w tutejszym liceum - wspomina nasz zawodnik.
To, że nie ma kompleksów, pokazał już przy okazji debiutu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Śląskowi Wrocław rzucił siedem bramek. Barw Azotów Szyba bronił przez dziesięć lat. Rękę do rozwoju jego talentu przyłożyło kilkunastu trenerów.
- Fajnie, że trochę tych szkoleniowców się przez moją karierę przewinęło, bo od każdego można było wyciągnąć coś dobrego - nie kryje zdolny mańkut. - Przez ten czas aż cztery razy w Puławach trenerem był Bogdan Kowalczyk, z którym w sumie współpracowałem najdłużej. Dużo nauczyli mnie też Marcin Kurowski, Piotr Leń... Generalnie było tych ludzi wielu i nie chciałbym nikogo pominąć.
Z widokiem na Islandczyka
Bohater z Kataru przed sportową karierę od najmłodszych lat idzie wpatrzony w Olafura Stefanssona. - To niesamowite, że w takim wieku wciąż prezentuje taki poziom. Na pewno jest wzorem do naśladowania zarówno pod względem sportowym, jak i jeżeli chodzi o tryb życia - mówił kilka lat temu Szyba. Islandczyk kończy już wówczas czterdziestkę, wciąż powiększając swój bramkowy dorobek w reprezentacji kraju.
Tegoroczne mistrzostwa świata były drugim wielkim turniejem w karierze Szyby. Rok wcześniej w Danii spisał się solidnie, choć furory nie zrobił. Reprezentacyjne przebłyski oraz dobra gra w klubie sprawiły, że latem zamienił Lubelszczyznę na Gorenje Velenje. - Nie żałuję tego wyjazdu. Wszystko idzie w dobrym kierunku - podkreśla.
W Słowenii na razie czuje się dobrze. Jest podstawowym zawodnikiem klubowej drużyny. Na parkiecie pojawia się regularnie. Trenerzy są z niego zadowoleni. Jego kontrakt obowiązuje do końca sezonu, w umowie jest jednak klauzula przedłużenia o kolejny rok. - Chyba zostanę tam na dłużej - przyznaje. Na kolejny krok przyjdzie jeszcze czas. Marzenie? Bundesliga. Tam, gdzie pierwsze laury zdobywał Stefansson.