Nikt ze mną nie rozmawiał - rozmowa z Januszem Szymczykiem, byłym trenerem Olimpii-Beskidu Nowy Sącz

Bardzo krótko trwała przygoda trenera Janusza Szymczyka z sądeckim szczypiorniakiem. Zespół utrzymał się w PGNiG Superlidze, ale szkoleniowiec nie dostał propozycji nowego kontraktu.

Krzysztof Niedzielan: Można już definitywnie stwierdzić, że nie będzie pan dalej pracował w Olimpii-Beskidzie?

Janusz Szymczyk: Nikt ze mną nie rozmawiał na temat przedłużenia umowy. Kontrakt obowiązywał mnie do 30 maja i na tym się skończyło. Nie spodziewam się już żadnych ruchów ze strony klubu.
[ad=rectangle]
Zastanawiający jest fakt, iż przedstawiciele Olimpii nie przekazali nawet informacji o zakończeniu współpracy.

- Trudno mi to skomentować. Po prostu tak się to skończyło i nie narzekam. Każdy ma swoje poglądy i zapatrywania. Moim zadaniem było z dobrym skutkiem skończyć sezon. Do dziś nie dostałem propozycji dalszego prowadzenia zespołu, więc dla mnie nie ma sprawy. Każdy działa, jak uważa. Ja nie mam żadnych pretensji.

Przyjechał pan do Nowego Sącza przed fazą play-out, by utrzymać zespół w PGNiG Superlidze i ten cel udało się zrealizować.

- Wierzyłem, że jest to realne. Cieszę się, że udało się zapewnić ligowy byt bez baraży, dodatkowego stresu i kosztów. Mam na myśli daleki wyjazd do Kościerzyny. Najważniejsze było to, żeby się utrzymać i Ekstraklasa będzie w przyszłym sezonie w Nowym Sączu.

Zważając na to, że sądeczanki wywalczyły utrzymanie, liczył pan na przedłużenie umowy w Nowym Sączu?

- Pewnie tak, ale nie mogę się na ten temat się wypowiadać, bo nie dostałem propozycji i nie ma o czym mówić.

Janusz Szymczyk sprawdził się w roli "strażaka", ale nie będzie już pracował w Nowym Sączu
Janusz Szymczyk sprawdził się w roli "strażaka", ale nie będzie już pracował w Nowym Sączu

Jak wytłumaczyć to, że podczas bezpośredniej walki o utrzymanie Olimpia-Beskid potrafiła zwyciężać i zbierać punkty, a wcześniej długo nie potrafiła się przełamać?

- Można dorabiać różne teorie. Ja po prostu przyszedłem po rundzie zasadniczej i nie patrzyłem wstecz, ale starałem się wydobyć z dziewczyn jak najwięcej pozytywów. Wspólnie nam to się udało - nie można powiedzieć, że zrobiłem to sam. Zespół to jest całość. Brak zwycięstw w rundzie rewanżowej musiał być mocno deprymujący dla zawodniczek. Pierwszy mecz play-out w Olkuszu był zatem bardzo istotny i udało się nam go zwyciężyć. Potem było już lepiej. Znaleźliśmy wspólny język z dziewczynami.

Po tej pierwszej wygranej widać było gołym okiem, że z pana podopiecznych spadł ogromny ciężar ?

- Tak. Poprzednie zwycięstwo miało miejsce jeszcze w 2014 roku. Wtedy rzut po czasie Pauliny Masnej pozwolił pokonać również SPR. Od tego czasu długo nie udało się wygrywać. Przełamanie na początek fazy play-out pozwoliło złapać oddech i uwierzyć w to, że można zwyciężać.

Olimpia, którą pan zastał to była drużyna tylko na 10. miejsce, czy to wynik trochę poniżej oczekiwań?

- Trudno mi oceniać, bo byłem trenerem tego zespołu tylko 2,5 miesiąca. Różne czynniki miały na to wpływ. Na pewno drużynę było stać na więcej. Co było przeszkodą? Trudno mi wyrokować. Bez wątpienia kadra była za wąska. Kiedy przyszedłem, zaledwie 10 zawodniczek było do gry, w tym dwie juniorki. Do tego na początku nie mieliśmy jeszcze do dyspozycji Agnieszki Leśniak. Drużynę prześladowały kontuzje i wypadki samochodowe. Szereg czynników złożyło się na taki stan rzeczy. Uważam, że Olimpia miała potencjał na ósemkę. Udało się utrzymać i teraz zarząd musi myśleć o wzmocnieniu zespołu, by w przyszłym sezonie nie walczyć o życie, a o lepsze lokaty.

Czy pojawiły się propozycje z innych klubów?

- Na ten moment nie chcę się w tym temacie wypowiadać. Można dyskutować, kiedy pojawiają się konkrety.

Źródło artykułu: