Zawodniczki z Gdyni na mecz pucharowy jechały jako zdecydowany faworyt jednak zawiodły. Szczególnie pierwsze minuty były w wykonaniu tego zespołu fatalne.- No co tu dużo mówić, zgadza się. Początek był fatalny zrobiłyśmy bardzo dużo błędów technicznych, obrona była dziurawa jak ser a wiadomo, że siłą Słupska jest gra 1 na 1 - powiedziała skrzydłowa Łączpolu. Gdy już się wydawało, że podopieczne Grzegorza Gościńskiego zdołały się pozbierać, znowu powtórzyły się złe zagrania.- Nie wykorzystałyśmy dużo sytuacji sam na sam. Rzuty były oddawane z nieprzygotowanych pozycji, a jak juz wyszła jakaś akcja zespołowa to na ogół kończyła się niecelnym rzutem - dodała.
Katarzyna Koniuszaniec zaprzecza jako by drużyna z Gdyni zlekceważyła rywalki.- Każda z nas na pewno inaczej się motywuje i podchodzi do meczu. Co siedziało w głowie każdej z nas, nie wiem. Ja osobiście obawiałam się tego meczu, bo pamiętam, że niedawno zremisowałyśmy tam z moją byłą drużyną (AZS AWFiS Gdańsk zremisował w 12. kolejce w Słupsku 30:30 - przyp. red.) - powiedziała.
Szansa na rewanż będzie już wkrótce bowiem w niedzielę Łączpol podejmie Słupię Słupsk w ramach 18. kolejki ekstraklasy kobiet.- Myślę, że nie możemy za bardzo się obawiać meczu ze Słupią. Do każdego meczu podchodzimy skoncentrowane i czy jest to Słupsk czy Lublin tak samo chcemy wygrać i mam nadzieję, że nie będziemy miały z tym problemu i zrewanżujemy się za ostatnią wpadkę. Jak chcemy grać o medalowe miejsca to nie może być na to miejsca - stwierdziła z przekonaniem.
Skrzydłowa Łączpolu czuje się dobrze w drużynie i zdaje sobie sprawę z czasu jaki jest potrzebny do całkowitego wkomponowania się w zespół i awansu do pierwszej siódemki.- Jeśli chodzi o drużynę to czuję się w niej dobrze. Dziewczyny są bardzo fajne. Co do współpracy na boisku to jeszcze potrzeba nam czasu by się zgrać, ale pomagamy sobie wzajemnie, udzielamy wskazówek co do naszych przyzwyczajeń, zagrań. Ja na pewno będę pracować na treningach by grać w siódemce - zakończyła Katarzyna Koniuszaniec.