Podopieczni Ryszarda Skutnika mieli na Mazowszu ciężką przeprawę. - KPR to beniaminek tylko z nazwy - podkreśla reprezentant Polski w rozmowie WP SportoweFakty. - Przyjeżdżając tu widzieliśmy, co nas czeka. Wielu zespołom już zagrozili. W pierwszej połowie musieliśmy ich trochę gonić. Dobrze, że po przerwie udało się nam znaleźć na nich receptę.
Puławianie w drugiej połowie wyłączyli z rozegrania Michała Prątnickiego, a na środku obrony stanął Nikola Prce.
- Legionowianie nie mogli przez to znaleźć tempa, a ich gra była szarpana - wyjaśnia Masłowski. - Zaczęliśmy kontrować. Dzięki temu w naszych szeregach pojawił się spokój. To zadecydowało o naszym zwycięstwie, bo w ataku długo graliśmy z miejsca. Brakowało tempa oraz nabiegu i trudno było się nam przebić przez obronę rywali.
Już cztery dni po wizycie w Legionowie puławian czeka spotkanie z Górnikiem Zabrze. W sumie do 12 grudnia czeka ich jeszcze siedem meczów. - Jesteśmy na to przygotowani - deklaruje nasz rozmówca. Z zabrzanami jego zespół zmierzy się we wtorek o 18:30.