Urodził się w Obornikach. Mając cztery lata wyjechał z ojcem do Holandii. Piotr Konitz - reprezentant Polski i uczestnik mistrzostw świata - przez pięć sezonów z sukcesami trenował Tachos Waalwijk. To pod jego skrzydłami młody Bartek wchodził do seniorskiej piłki ręcznej. W Brabancji wychował się, dojrzewał. Holenderskich barw zaczął bronić jeszcze jako nastolatek. Kto by pomyślał, że półtorej dekady później przyjdzie mu zadebiutować w reprezentacji Polski.
Nerwowy debiut
Koszulkę z orłem na piersi założył podczas listopadowego turnieju w Gdańsku. Z kibicami przywitał się w kiepskim stylu. Grał nerwowo, popełniał błędy, szybko usiadł na ławce. Było widać, że wciąż nie doszedł do siebie po kontuzji barku. W kolejnym meczu spisał się lepiej. Nie błysnął w ofensywie, sumiennie wykonał za to zadania obronne.
Ochronny parasol rozłożył nad nim selekcjoner, Michael Biegler. Kibice oraz eksperci na doświadczonym zawodniku nie zostawili za to suchej nitki.
Wszyscy byli zgodni: Konitz szansę w kadrze dostał za późno. W życiowej dyspozycji był pół roku wcześniej. Zauważyli to wówczas działacze Orlen Wisły Płock, oferując rozgrywającemu kontrakt i możliwość występów w Lidze Mistrzów. Problemy zdrowotne sprawiły, że jesienią doświadczony zawodnik nie był w stanie nawiązać do formy, którą imponował jako gracz Pogoni Szczecin. Biegler dał mu jednak kolejną szansę.
Holenderska gwiazda
Konitz, zanim zagrał dla Polski, Holandię reprezentował siedemdziesiąt trzy razy. Zdobył dwieście dwadzieścia osiem bramek, został wybrany najlepszym zawodnikiem w kraju. To zaowocowało transferem do Vive Tauronu Kielce. Tam się nie spełnił. Męczyły go kontuzje, w wypadku samochodowym złamał nadgarstek. Potem grał w TuS N-Lubbecke z Tomaszem Tłuczyńskim i Arturem Siódmiakiem. Wreszcie do Szczecina - via DHC Rheinland - sprowadził go Rafał Biały.
Wiosną 2012 roku zrezygnował z gry dla Holandii. Tamtejszy związek postawił na kobiety. Panowie na zgrupowania dojeżdżali dwa, trzy dni przed meczem. W pewnym momencie już tylko w celach towarzyskich. Spotkać się, pogadać. Kolejni zawodnicy odpuszczali. Wreszcie padło na Konitza. - Było widać, że ta kadra się rozpada - mówi.
Dziś wyjaśnia, że piłka ręczna to w Holandii sport amatorski. Popularniejsze są od niego nawet kręgle. Zawodnicy chodzą do pracy, treningi są dwa razy w tygodniu. Niderlandy to kraina panczenów i futbolu. Konitz nie lubił jednak grać w piłkę na śniegu. Ku uciesze ojca wybrał więc szczypiorniaka.
Wyciągnąć jak najwięcej
- Pragnę wyciągnąć z mojej kariery jak najwięcej i gra dla Polski na dużym turnieju byłaby dla mnie spełnieniem marzeń - mówił rok temu, kiedy selekcjoner do kadry go jeszcze nie zapraszał. Pierwszą szansę dostał w kwietniu, gdy minął trzyletni okres karencji ustalony przez IHF Wtedy debiut uniemożliwiła kontuzje. Udało się kilka miesięcy później. Do Gdańska przyjechał pełen werwy. Już w Ergo Arenie zaśpiewał polski hymn.
Teraz stoi przed szansą występu na ME. Ma ratować polski środek pola; pozycję osieroconą przez kontuzjowanych Mariusza Jurkiewicza i Grzegorza Tkaczyka. Kadrę Polaków poznamy w piątek. Konitz o miejsce w składzie walczy z Piotrem Masłowskim oraz Rafałem Glińskim. Możliwości ma duże, za techniką musi jednak nadążyć głowa. - Potrzebuje jednego meczu, żeby się przełamać - mówi były reprezentant Polski, Piotr Przybecki. Polacy turniej otworzą meczem z Serbami.
Kamil Kołsut
głupi - nie mówi się orzeła tylko orzła