Bogdan Kowalczyk po meczu z Francją: Zagraliśmy fantastycznie, początek był kosmiczny

- Zagraliśmy po prostu fantastycznie i pokonaliśmy mistrzów świata. Sam początek był kosmiczny - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Bogdan Kowalczyk. Były trener reprezentacji Polski wskazał również czwórkę, która jego zdaniem awansuje do półfinałów.

WP SportoweFakty: Kosmos - chyba tak to trzeba określić.

Bogdan Kowalczyk: Rzeczywiście, szczególnie można powiedzieć o kosmicznym początku meczu w wykonaniu naszej drużyny. Wtedy wychodziło wszystko - każda akcja kończyła się bramką. Pierwsze minuty spotkania stały na najwyższym możliwym poziomie.

Przyznam, że w pierwszych minutach przecierałem oczy ze zdumienia i zastanawiałem się, czy przypadkiem nie pomyliłem kanałów. Gdyby to był mecz z Macedonią czy Serbią, byłoby to jeszcze wytłumaczalne, ale z Francją...

- Ja również byłem zaskoczony, ale gra układała się pod reprezentację Polski. Wpadały nam bramki Karola Bieleckiego z daleka - z 11., 12. metra. Gdyby jego rzuty nie znajdowały drogi do bramki, to ta gra wyglądałaby inaczej. W tym spotkaniu - oprócz tego, że to my graliśmy na bardzo wysokim poziomie - bardzo słabo grał Thierry Omeyer, przez wiele lat uznawany za najlepszego bramkarza na świecie.

Nam z kolei wychodziło wszystko i w końcu grę ciągnął cały zespół. Do tej pory naszym liderem był Michał Jurecki, wczoraj w ataku było ich czterech - wspomniany Bielecki, Krzysztof Lijewski, Przemysław Krajewski i Kamil Syprzak.

- To prawda. Syprzak gra do tej pory bardzo dobry turniej, a trzeba jeszcze podkreślić, że na niego pracuje cały zespół. On sobie sam nie stworzy sytuacji rzutowej, jemu trzeba dograć i ten ciężar muszą wziąć na swoje barki wszyscy. Trzeba podkreślić, że w meczu z Francją było widać tę pracę zespołową, a Syprzak wykorzystywał piłki dostarczone na koło. Dobre zawody rozegrał Krajewski, który wykorzystał fakt, że przez wiele lat grał jako rozgrywający. Wczoraj pokazał, że świetnie czuje się na 9. metrze, a do tego dysponuje bardzo mocnym rzutem. Moglibyśmy tak wymieniać naszych bohaterów.

Zagraliśmy mecz totalny, bo oprócz koncertowej gry w ataku, zatrzymaliśmy Francuzów w obronie, którą dowodził Michał Jurecki. Cudów w bramce dokonywał Sławek Szmal. Słynny Nikola Karabatić zakończył mecz z jedną bramką.

- Ten mecz - poza drobnym fragmentem między 13. a 20. minutą, kiedy mieliśmy mały przestój - układał się po myśli naszego zespołu i trudno znaleźć kogoś, kto zagrał słabo. Wyróżnieni powinni zostać wszyscy z osobna i zespół jako całość. Zagraliśmy po prostu fantastycznie i pokonaliśmy mistrzów świata.

To z pewnością jeden z najlepszych meczów reprezentacji Polski w ostatnich latach. Czy można zaryzykować stwierdzenie, że najlepszy?

- Na pewno jeden z najlepszych, ale nie przesadzałbym, że najlepszy. Nie zapominajmy o drużynie Bogdana Wenty, która w 2007 roku zdobyła srebrny medal na mistrzostwach świata. Tam również graliśmy wielkie mecze - z Niemcami w grupie, z Duńczykami w półfinale. Tamten zespół grał niemniej piękną piłkę ręczną. Nie chciałbym porównywać tych zespołów, bo tamta ekipa zdobyła wicemistrzostwo świata, a obecna wyszła dopiero z grupy z kompletem punktów. Co będzie dalej? Nie wiadomo, bo ten turniej jest szalenie trudny, wyczerpujący. Po drodze mogą się jeszcze różne rzeczy wydarzyć.

Kogo się pan najbardziej obawia w drugiej fazie grupowej - Chorwatów, Norwegów, Białorusinów? A może nas samych? Bo ta ekipa pokazała, że potrafi być wielka, ale z drugiej strony zdarzają jej się takie historie jak ostatnia minuta meczu z Macedonią, kiedy to drżeliśmy o wynik, grając w przewadze...

- Ta ostatnia minuta meczu z Macedonią była zwykłym przypadkiem, zabrakło koncentracji, była za to zbyt duża pewność siebie. To się zdarza, ale z tego przypadku na pewno zostały wyciągnięte wnioski i daję panu gwarancję, że to się już nie powtórzy. Nie zgadzam się, że możemy zagrać bardzo dobrze i bardzo źle. Na tym turnieju do tej pory prezentujemy się albo dobrze, albo bardzo dobrze. A jeśli chodzi o przeciwników, to bardzo trudno będzie nam się grało z Chorwacją. Z nimi zawsze jest ciężko, a decyduje jedna, dwie bramki. Na fali aktualnie są też Norwegowie, którzy dysponują ciekawym zespołem. Ktoś w ostatnich dniach zapytał mnie, kto będzie czarnym koniem turnieju, wskazałem Norwegię, i do tej pory to się sprawdza. Podobnie jak my, awansowali do II fazy z 4 punktami. Oni potrafią grać w piłkę ręczną, do tego są głodni sukcesu, bo wrócili do rywalizacji na najwyższym poziomie po kilku latach nieobecności. Ich zespół to mieszanka młodości z doświadczeniem zawodników jak Bjarte Myrhol czy Erlen Mamelund.

- Kto zatem pana zdaniem wejdzie do strefy medalowej EHF Euro 2016?

Sytuacja jest dość ciekawa. Przed turniejem obstawiałem, że do najlepszej czwórki wejdą Polska, Francja, Dania i Hiszpania. Pozostaję przy swoim wyborze. Uważam, że ta czwórka na 90 procent zamelduje się w półfinałach.

rozmawiał Artur Mazur

Polska - Francja. Trener "Trójkolorowych": Mam nadzieję, że się spotkamy w finale

Źródło: Agencja TVN/x-news

Źródło artykułu: