Aleksandra Kobyłecka: Przede mną piękna perspektywa
Nie jesteś pierwszą Polką w Storhamar. "Uprzedziły" cię Izabela Duda i Daria Bołtromiuk. Zwłaszcza ta pierwsza robiła w Norwegii furorę. Pamięta się jeszcze o nich?
- Iza zawsze pozostanie w sercach Norwegów, jest tutaj uważana za zawodniczkę najwyższej rangi. Jest polską ikoną Handballu w Norge, pękam z dumy, kiedy o niej słyszę. Odzywa się wtedy w człowieku patriotyzm i przynależność do czegoś, co jest najlepsze... Daria jest tutaj już na stałe, jesteśmy w kontakcie. Ma wspaniałe życie, męża, który odnosi sukcesy jako trener zespołów młodzieżowych, dwie cudowne córeczki. Ułożyła sobie życie w Hamar. Jest wspaniałą osobą i była naprawdę solidną zawodniczką. Cały światek piłki ręcznej w Hamar zawsze bardzo
ciepło o niej mówi.
A ty czujesz się ambasadorem polskiego handballa w Skandynawii?
- (śmiech) Ambasadorem to ja mogę być na Jamajce, wspominając polską klasykę kina. Absolutnie nie.
(śmiech) No dobrze. A jak w ogóle oceniany jest nasz szczypiorniak w
Norwegii? Polska to, było nie było, bo kierując się klasyfikacją mundiali, czwarta siła świata. W dodatku od kilku lat.
- Norwedzy bardzo cenią sobie naszą reprezentację, są również zainteresowani pozyskiwaniem polskich zawodniczek, gdyż jesteśmy uważane za pracowite i "twarde". Nie wszystkie kluby mogą sobie jednak pozwolić na utrzymanie zawodniczek z innych krajów. Przeważnie trzeba wspomagać się dodatkową pracą zarobkową, bo kontrakty nie są wysokie. A jak wiadomo w Norwegii praca jest dobrze płatna. I w ten sposób radzą sobie tutaj z klubowymi finansami.
- Ależ oczywiście. Gdziekolwiek bym nie była na świecie, zawsze moje oczy zwrócone są w stronę polskiej reprezentacji.
Myślisz, że z Kobyłecką w składzie gra wyglądała by inaczej?
- Oj tak, więcej zamieszania i zwariowania, ale zupełnie nic lepszego
(śmiech).
Wiadomo, że trochę cię "podpuszczam", ale to pewnie dla ciebie bardzo
istotna kwestia. Wybierając nowy klub pomyślałaś o tym, że z silnej ligi norweskiej droga do reprezentacji może być krótsza?
- Moje aspiracje nie sięgają reprezentacji. Znam swoje miejsce w szeregu. Jestem bardzo specyficzną zawodniczką, nie jestem specjalnie zadaniowa, ciężko jest mnie gdziekolwiek umieścić. Mam trochę za mało atutów, żeby grać w reprezentacji, a już tym bardziej w tym wieku.
Śledzisz co dzieje się w polskiej Superlidze?
- Ooo, tak, mam i to wiele. Przede wszystkim mam zamiar zadbać o stosunki międzyludzkie i nie tracić tego, co w życiu najważniejsze: pasji, miłości, przyjaźni, rodziny, znajomych. Chcę być jeszcze silniejszą kobietą i sportowcem. Przyznam ci
szczerze, że na obczyźnie człowiek docenia to, co wcześniej uważał za codzienność. W sporcie jest tak samo - nigdy nie jesteśmy tak naprawdę "u siebie". Dlatego trzeba pracować jeszcze ciężej. Poza tym mam postanowienie być wspaniałą żoną,
bo w czerwcu bierzemy ślub na malowniczej greckiej wyspie Naxos. I taka oto piękna perspektywa na ten rok przede mną!
A jakie cele sportowe wyznaczyłaś sobie nadchodzące miesiące?
- W gruncie rzeczy, cele w klubie są już osiągnięte. Indywidualnie, to oczywiście praca, praca i jeszcze raz – ciężka praca. Muszę zadbać już o przyszły sezon, ale to jest w tej chwili trudna kwestia, bo priorytety się pozmieniały. Szczerze mówiąc - wiem, że muszę dbać o formę, ale nie mam zielonego pojęcia gdzie znajdę się w przyszłym sezonie. Może w Norwegii, może w Danii, a może... w Polsce?
Czyżby powrót do Koszalina?
- Najchętniej widziałabym się w biało-zielonych barwach. Oj tak! Ale bardzo ciężko będzie mi wtedy w życiu prywatnym. A nie ukrywam, że to teraz jest dla mnie najważniejsze. Zobaczymy.
Rozmawiał Maciej Madey