Dwie ważne funkcje Piotra Przybeckiego

Śląsk Wrocław przyjechał do Szczecina już jako spadkowicz z Superligi mężczyzn. O sile miejscowej Pogoni gracze Piotra Przybeckiego przekonali się zwłaszcza w drugiej połowie spotkania.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara

Nie od dziś wiadomo, jakim składem dysponuje Śląsk Wrocław. Tego faktu nie ukrywał trener dolnośląskiej ekipy Piotr Przybecki. Jak w każdym meczu, także i w tym z Pogonią Szczecin starał się znajdować pozytywne aspekty swoich graczy. - Od dłuższego czasu z naszej strony trwa taka próba oszukiwania ligi. Mówię to oczywiście w cudzysłowie. Radosne i fajne jest to, że te chłopaki chcą, nie poddają się - mówił tuż po meczu trener.

- W pewnym momencie trzymali się wyniku, potrafili sami siebie zaskoczyć. Kiedy jednak odpada nam kolejny doświadczony zawodnik, a ich nie jest za wielu, trudno takie dziury załatać. Do Szczecina na szczęście przyjechali z nami trzej juniorzy, którzy ukończyli swoje własne rozgrywki mistrzostw Polski, bodajże w Piekarach Śląskich. Dla nich na pewno kiedyś to zaprocentuje, ale to oczywiście jeszcze nie jest ich pora - przyznał Przybecki.

We Wrocławiu zmuszony jest pełnić dwie ważne role. Z jednej strony jest trenerem, z drugiej nauczycielem i mentorem. - Oni tego potrzebują. To jest jakiś proces. Musi się to odbywać długofalowo i systematycznie. Poznali i zobaczyli różne nowe rzeczy. Właściwie dopiero stawiają pierwsze kroki na parkiecie. Szkoda, że nie mają wsparcia zawodnikami mocnymi, doświadczonymi. Wtedy to przejście byłoby płynniejsze. Z drugiej strony może dobrze, że są rzuceni na głęboką wodę - dodał.

W meczu z Pogonią Przybecki znów zastosował taktykę gry z lotnym bramkarzem (mimo, że żaden jego zawodnik nie usiadł na ławce kar). Ten manewr wyglądał dość ciekawie. Granatowo-bordowi często celowali do pustej bramki. Sztuka ta udała się Edinowi Tatarowi na początku drugiej połowy, i to dwukrotnie. - To się już zdarzyło się, bo graliśmy z innymi zespołami (śmiech) - oznajmił szkoleniowiec.

- Szczerze panu powiem, że te bramki zdobyte przez bramkarzy mało mnie interesują. Chodzi o to, by zawodnicy wykonywali to, co się do nich mówi, żeby przede wszystkim rozumieli dlaczego jestem na boisku i co chcę osiągnąć. Ja to po części widzę. Błędy się zdarzają, od czasu do czasu bramkarz rzuci do pustej, to akurat nie jest najważniejsze - skwitował na sam koniec Przybecki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×