WP SportoweFakty: Ile siwych włosów na głowie przybyło panu w sezonie 2015/2016?
Rafał Kuptel: Sezon był trudny i cieszę się, że dobiegł już końca. Zrealizowaliśmy cel w postaci utrzymania się w PGNiG Superlidze. 9. miejsce nie jest złe, ale mieliśmy większe aspiracje i wydaje mi się, że mogliśmy powalczyć o nieco lepszy wynik. Zmagaliśmy się jednak z dużą liczbą problemów. Po powrocie z bożonarodzeniowej przerwy nie wiedziałem, kto przyjdzie na trening i czy zespół w ogóle będzie istnieć. Podczas zimowych przygotowań graliśmy tylko w piłkę nożną. Zagraliśmy jeden sparing, w dodatku z zespołem pierwszoligowym. A potencjalne siwe włosy? Ich kolor i liczba nie mają dla mnie znaczenia.
Już pierwszy ligowy mecz (23:23 z Chrobrym Głogów - red.) był zwiastunem postawy Gwardii, jaką oglądaliśmy w kolejnych miesiącach?
- To było bardzo trudne spotkanie. Przegrywaliśmy już nawet siedmioma bramkami, ale udało nam się uratować remis. Pokazaliśmy już wtedy to, co było naszym znakiem rozpoznawczym - walkę w każdym meczu do ostatniej sekundy. Nie było dla nas piłek straconych. W pierwszej części sezonu naszym problemem był brak punktów zdobytych na wyjeździe. Później to się zmieniło i udało nam się zdobyć na obcym terenie punkty, które okazały się ważne w końcowym rozrachunku.
Na wyjazdach wygraliście jednak tylko po dwa razy z PGE Stalą Mielec i Śląskiem Wrocław. U siebie zdobyliście natomiast aż 19 "oczek". Znalazł pan przyczynę takiego stanu rzeczy?
- Przed rozpoczęciem zmagań w PGNiG Superlidze przyszło do nas pięciu nowych graczy. Do drużyny dołączyli przede wszystkim nowi podstawowi rozgrywający, którzy potrzebowali czasu, żeby się zgrać. Zespołu nie buduje się od pstryknięcia palcem. Trzeba myśleć perspektywicznie, uczyć się na bieżąco i konsekwentnie kontynuować jego tworzenie. Mam nadzieję, że wyjazdowe niepowodzenia czegoś nas nauczyły i w przyszłym sezonie będzie nam szło na boiskach rywali o wiele lepiej.
ZOBACZ WIDEO Zygfryd Kuchta: oczekujemy medalu piłkarzy ręcznych w Rio (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Porażka 17:34 w Płocku była jedynym występem, po którym miał pan do swoich podopiecznych pretensje o brak należytego zaangażowania?
- O tym meczu chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Innym spotkaniem, które chciałbym wymazać z pamięci, była przegrana 17:41 z Vive Tauronem Kielce w Pucharze Polski. W obu przypadkach zdawaliśmy sobie sprawę z klasy rywala, ale mimo to wymagam od swoich zawodników większego zaangażowania niż miało to miejsce. Od najlepszych trzeba się uczyć poprzez stawianie im jak największego oporu.
Na wspomniany pojedynek w Kielcach pańscy zawodnicy przybyli prostu z urlopów.
- Mieliśmy informację, że ten mecz nie zostanie rozegrany w pierwotnie ustalonym terminie. Polecono nam złożyć pismo, zrobiliśmy to i otrzymaliśmy od związku zapewnienie, że data spotkania ulegnie zmianie. Puściliśmy zawodników na urlopy, ponieważ byli mocno eksploatowani. Zaraz po złożeniu pisma dostaliśmy jednak odpowiedź, że termin zostaje podtrzymany. Naprawdę musieliśmy ściągać chłopaków z domów. Zagraliśmy bez treningów i po prostu wyszło jak wyszło.
Wspomniał pan, że do drużyny dołączyło kilku zawodników. Zawiódł jednak ten, po którym spodziewano najwięcej. Dlaczego Nikoli Kedzo nie powiodło się w Gwardii?
- Zadecydowały o tym nie tylko kwestie sportowe. Również poza boiskiem Nikola miał problem z aklimatyzacją i nawiązaniem właściwych relacji z chłopakami. Spodziewaliśmy się po nim więcej. Dostał dużo szans, ale ich nie wykorzystał. Wspólnie podjęliśmy więc decyzję, aby rozwiązać kontrakt i umożliwić mu znalezienie nowego klubu.
Kończąc współpracę z Kedzo zostaliście jednak tylko z jednym leworęcznym rozgrywającym - Sebastianem Rumniakiem. A ten przez większość sezonu zmagał się z kłopotami zdrowotnymi.
- Moim marzeniem jest posiadanie na każdej pozycji po dwóch graczy prezentujących poziom podobny do tych, którzy występują w Vive Tauronie Kielce. Nas jednak po prostu na to nie stać. Dopiero uczymy się Superligi, zarówno pod względem sportowym, jak i organizacyjnym. Sebastiana dopadły sprawy przeciążeniowe. Po świętach Bożego Narodzenia, z powodu problemów finansowych, do Opola nie wrócił także Ivan Milas.
Informacja o odejściu Milasa spadła na klub jak grom z jasnego nieba?
- Zgadza się. Nie mam jednak do niego żalu, że podjął taką decyzję. Wydaje mi się, iż z nim mielibyśmy większe szanse na zanotowanie lepszego wyniku, ponieważ dużo wnosił do zespołu. W sporcie nie ma jednak ludzi niezastąpionych. Musieliśmy się pogodzić z jego odejściem i walczyć tym, co mieliśmy.
Mimo wielu problemów, w pańskiej drużynie można było dostrzec również jasne punkty. Jednym z nich był prawoskrzydłowy Wojciech Knop. Co się stało, że w trakcie rozgrywek wygryzł on ze składu, bardzo skutecznego na początku, Wojciecha Trojanowskiego?
- Wojtek Knop ma mocny charakter, jest strasznym walczakiem. Na miejsce w składzie zapracował sobie wyłącznie postawą na treningach oraz w trakcie spotkań. Wydaje mi się, że dodatkową siłę dawała mu również opaska kapitana. Dużo nam pomógł, szczególnie w trudnej, drugiej części sezonu. Zdobywał bramki, walczył w obronie i jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni.
Na słowa uznania zasłużyli też obaj bramkarze - Adam Malcher i Emir Taletović.
- Postawa bramkarzy oraz obrona były naszymi głównymi atutami. Te elementy decydowały o naszych zwycięstwach. Emir z Adamem dobrze się uzupełniali, dzięki czemu w fazie zasadniczej mieliśmy czwartą najlepszą defensywę w Superlidze (587 straconych goli, tyle samo co Zagłębie Lubin - red.)
Taletović jest typem gracza, który lepiej spisuje się w roli dżokera?
- Po prostu mieliśmy takie założenie, że Adam zawsze będzie rozpoczynać w wyjściowym składzie. Emir wyszedł dwa lub trzy razy od pierwszej minuty, ale nie miało to związku z żadnymi specjalnymi założeniami. Po prostu tak wychodziło, że Emir stawał na wysokości zadania, kiedy akurat pełnił rolę dżokera.
Jaką zatem lekcję z sezonu 2015/2016 zapamięta pan najbardziej? Zarządzania kryzysowego?
- Nie życzyłbym nikomu takiej lekcji. Było to dla mnie naprawdę duże wyzwanie psychiczne, lecz ta szkoła przetrwania dała mi dużo doświadczenia w prowadzeniu zespołu pod kątem funkcjonowania grupy. Jestem bardzo dumny z wszystkich zawodników. Chciałem im podziękować za to, że wytrwali i walczyli do samego końca. Dziękuję też kibicom, którzy stanowili dla nas nieocenione wsparcie przez cały sezon. Cieszę się również, że pomocną dłoń wyciągnął do nas wiceprezydent Opola Marcin Rol. Ze strony miasta mamy zapewnienie, że w kolejnym roku Gwardia nadal będzie występować w PGNiG Superlidze.
Rozmawiał Wiktor Gumiński